69. Dzień podróży (26.10)

Długo spałem, pewnie dlatego, że położyłem się dopiero o 4:00 rano. Drugą przyczyną jest przemiła obsługa lotniska, która po cichu posprzątała wszystko w koło mnie tak, że nic nie słyszałem. Później też mnie nikt nie zaczepiał, że już najwyższy czas wstać, bo klienci nie mają gdzie siedzieć. Tak więc możecie olać wszystkie złe opinie na temat głównego lotniska Pekinu na sleepinginairports.net . Złe opinie pochodzą głównie od rodzimych użytkowników języka angielskiego, którzy nie wyobrażają sobie, że gdzieś nawet na lotnisku z tym językiem może być problem, a nawet skarżą się na to, że w Chinach jest firewall. Podróżowanie poziom ekspert i postawa roszczeniowa bez przygotowania się do wyjazdu. Tak więc nie bójcie się pekińskich terminali lotniczych! Czytaj dalej „69. Dzień podróży (26.10)”

68. Dzień podróży (25.10)

Obudziłem się, zebrałem majdan, pożegnałem się z Jane, skoczyłem do mcdaka na zestaw śniadaniowy. Miałem jeszcze w planach zajechać do salonu McLarena, ale zrezygnowałem ze względu na to, że bałem się, że nie starczy mi czasu. Było już na tyle gorąco, że wziąłem sobie zimne Nescafe Latte z lodówki w sklepie. Bardzo mi się podoba to, że w Hong Kongu mają tak ogromny wybór smaków kawy mrożonej w puszkach. Samo Nescafe ma pięć smaków: Latte, Rich, Original, Mocha, Black Roast. Do tego jest paru innych producentów, więc wybór jest ogromny. Ten krótki czas, który spędziłem w tym mieście wykorzystałem do sprawdzenia ich wszystkich i wygrała dla mnie wersja Rich, która nie jest zbyt słodka, przy czym jest odrobinę aromatyczna i stawia szybko na nogi. Czytaj dalej „68. Dzień podróży (25.10)”

64. Dzień podróży (21.10)

Będzie to jeden z najkrótszych wpisów na blogu.

Na zewnątrz szalał silny deszcz, który kilkanaście kilometrów dalej był ponoć tajfunem. Widziałem również filmiki o odrywanych dachach więc podjąłem decyzję, aby cały ten dzień spędzić w hostelu i następnego dnia pojechać prosto do Hong Kongu. Proognoza pogody na na następny dzień była naprawdę spoko, temperatury w okolicach 25. stopni i słońce. W hostelu była klmatyzacja dzięki, której można było normalnie funkcjonować, a na zewnątrz ogromna wilgoć, ściana deszczu i jakieś 30 stopni celsjusza. Decyzja była więc dość prosta, popiszę trochę następne brakujące posty i przekibluję w tym suchym dołku. Czytaj dalej „64. Dzień podróży (21.10)”

63. Dzień podróży (20.10)

W końcu nastąpił ten moment, kiedy musiałem użyć budzika. Miałem nie mały stres w związku z tym. Po tylu dniach bez niego można wyłączyć go nieświadomie i iść dalej spać, a śpiąc w wieloosobowym pokoju bałem się go położyć gdzieś dalej. Z drugiej strony moi współlokatorzy byliby przeszczęśliwi gdybym przy okazji ich obudził. Na szczęście po czterech godzinach snu wstałem bez problemu. Widać byłem wystarczająco zmotywowany, aby za 15 godzin znaleźć się w tropikach. Łazienka, check out, metro, dworzec.

Dworzec Shanghaihongqiao. czyli Szanghaj Czerwony Most, pięknie, komunistycznie. Chociaż z kolorem czerwonym w Państwie Środka możemy mieć pewien problem. Historycznie jest to kolor w kulturze chińskiej, który symbolizuje szczęście, dostatek i wszystko co może być najlepsze. Nawet panna młoda powinna mieć czerwoną suknię ślubną. Odwołuje więc słowa, że nazwa Czerwony Most jest komunistyczna, bo może być związana z chińską historią. Hongqiao jest największym dworcem kolejowym na świecie ze względu na powierzchnię użyteczną wynoszącej 130 hektarów, ma 15 peronów i wygląda jak ogromny terminal na lotnisku. Jest tu nawet kontrola bezpieczeństwa, chcieli mi na niej zabrać gaz pieprzowy przeciwko psom. Na szczęście na gazie były odpowiednie informacje i został on ze mną. Na perony nie wejdzie sobie żadna postronna osoba, bo wpuszczani jesteśmy tam tylko po zeskanowaniu kodu qr z biletu i potwierdzeniu tożsamości paszportem. Czytaj dalej „63. Dzień podróży (20.10)”

62. Dzień podróży (19.10)

Wstałem bez oznak dnia wczorajszego. Szybko spakowałem mandżur i byłem gotowy do pożegnania się z moim hostem. Jeszcze tylko dostałem ostatnie instrukcje jak mam kupić bilet na szybki pociąg do Shenzhen i już byłem na zewnątrz. Niestety nie mogłem tutaj spędzić kolejnej nocy, a szukać innego hosta nie miałem za bardzo ochoty. Pociąg miałem mieć o 7:47 więc czekała mnie pobudka o 4:30, a nie chciałem nikogo męczyć tak wczesnym wstawieniem. Jedyną opcją było znalezienie hostelu. Z tym nie było większych problemów, bo było już po sezonie i w granicy dwudziestu zlotych można się zmieścić. Czytaj dalej „62. Dzień podróży (19.10)”

61. Dzień podróży (18.10)

Tym razem przyszło nam wstać troszeczkę wcześniej około 7. rano. Nasz host musiał iść do pracy i nie był raczej z tych, którzy dają pełną wolność w ich mieszkaniu, klucze itp. To leży tylko i wyłącznie w gestii hosta, może i on innym pozwala zostać u siebie na dzień i daje klucz, ale na przykład nie zaufał nam wystarczająco. Ja zostawałem w tym miejscu jeszcze jedną noc. Natomiast Joohny miał lecieć dalej. Dość szybko się zebraliśmy, ja przepakowałem się w plecaczek miejski, a Johny spakował co miał. Okazało się, że mimo zapewnień Chińczyka, że wychodzi o ósmej, przyszło nam czekać troszeczkę dłużej. Ja pogrążyłem się w błogiej medytacji, a Nikita wyskoczył odstrzelić papierosa albo kilka. Swoją drogą te temat jest warty szerszego opisu. W prowincjonalnych miastach Chin europejscy palaczy będą przeszczęśliwi. Praktycznie zawsze jak ktoś poprosi Was o zdjęcie wspólne to da za nie Wam papieroska, a nawet całą paczkę. Papierosy są tu relatywnie tanie (około 5 złotych w miarę dobra jak na chińskie warunki paczka). Niestety trzeba się przyzwyczaić do tego, że fajki są bardzo nieprzyjemne w smaku. Wynika to zapewne z tego faktu, że Chiny nie podpisały umów ONZ określających wymogi na jakość produktów tytoniowych. Czytaj dalej „61. Dzień podróży (18.10)”

60. Dzień podróży (17.10)

Trawa w parku była na tyle gęsta, że spało się na niej zupełnie jak w łóżku. W nocy podjąłem decyzję, że to ostatni piękny dzień, który spędzę z Johnym. Powodów do tego było wiele. Nastąpiło pewne zmęczenie materiałem, nie lubię podróżować z ludźmi. Dużo ciekawsze przygody występują zazwyczaj, gdy podróżuje się w pojedynkę. Chociaż muszę przyznać, że przez większość czasu dogadywaliśmy się dobrze jak mało z kim mi się udaje. Z czasem jednak interesy nasze zaczęły się rozjeżdżać. Ja chciałem mieszać wszystko w mojej podróży, a Johny’emu zależało tylko na imprezach i ciągłej zabawie. Nie mógł zrozumieć, że czasem chcę zajrzeć w jakieś nietypowe muzeum albo w kolejną z setek świątyń. Cóż zrobić? Jestem tak stworzony, że wszystko mnie interesuje. Z drugiej strony ja się denerwowałem, kiedy szliśmy do galerii handlowej, podobnej do setek innych, niczym specjalnie się nie różniącej. I tak się nawzajem blokowaliśmy. Czytaj dalej „60. Dzień podróży (17.10)”

Jak wygrałem samochód w Chinach

Tak więc nie żartowałem, że wygrałem auto. W Yun’anie kupiłem chipsy, a w nich znalazłem kupon ze zdrapką pod którą był QR kod. Normalne jego wczytywanie prowadziło mnie do nie istniejącej strony. Z pomocą przyszły dzieci z którymi chodziliśmy cały dzień. Powiedziały mi, że muszę go wczytać przez łisi, czyli chińskiego mesendżera. Wczytałem kod i na ekranie pojawiło się konfetti i niezrozumiałe dla mnie napisy z nieźle wyglądającym SUVem. Pomyślałem, że to konkurs w którym trzeba zebrać tysiąc szczęśliwych kuponików i wtedy wygram samochód. Pomyślałem, czemu nie spytać Shi Hao, o to gdy się spotkaliśmy (to ten gość, który nas tu wczoraj przywiózł, a dziś specjalnie przyjechał się z nami spotkać). Powiedział mi, że chyba coś wygrałem, po czym gdzieś zadzwonił i rozmawiał z 15 minut. Powiedział, że musimy zajechać w jedno miejsce. Ja się patrzę, a my podjeżdżamy pod salon samochodowy. Wszedłem do środka, poprosili mnie bym pokazał im QR kod. Oddałem im go, znowu 15 minut czekania, ale tym razem przynajmniej na miłej skórzanej kanapie. Czytaj dalej „Jak wygrałem samochód w Chinach”