68. Dzień podróży (25.10)

Obudziłem się, zebrałem majdan, pożegnałem się z Jane, skoczyłem do mcdaka na zestaw śniadaniowy. Miałem jeszcze w planach zajechać do salonu McLarena, ale zrezygnowałem ze względu na to, że bałem się, że nie starczy mi czasu. Było już na tyle gorąco, że wziąłem sobie zimne Nescafe Latte z lodówki w sklepie. Bardzo mi się podoba to, że w Hong Kongu mają tak ogromny wybór smaków kawy mrożonej w puszkach. Samo Nescafe ma pięć smaków: Latte, Rich, Original, Mocha, Black Roast. Do tego jest paru innych producentów, więc wybór jest ogromny. Ten krótki czas, który spędziłem w tym mieście wykorzystałem do sprawdzenia ich wszystkich i wygrała dla mnie wersja Rich, która nie jest zbyt słodka, przy czym jest odrobinę aromatyczna i stawia szybko na nogi.

Dalej już tylko trasa potworna do Lo Wu przy granicy z kontynentalnymi Chinami. Bilet na metro MTR na tej trasie kosztuje około 22 złotych. Ta trasa to taka maszynka do nabijania pieniędzy na turystach jak np. metro z lotniska Charlesa de Gaulle’a czy Orly w Paryżu. Co ciekawe na linii do granicy z Chinami występuje pierwsza klasa, bo druga jest zwykle tak zapchana, że naprawdę ciężko wystać. Bilet z pierwszą klasą kosztuje około 40 złotych. Jednak nie zdecydowałem się na testy takich udogodnień.

Granica przeszła bardzo szybko i bez żadnych problemów. Pamiętajcie, że przekraczając każdą wizową granicę dobrze przygotować sobie nazwę hotelu z adresem w którym będziemy „mieszkać”. Oszczędzicie sobie stresu, a pogranicznikom problemu. Powrót do Chin właściwych był dla mnie zimnym prysznicem. Znów prawie nikt nie znał angielskiego i przyszło mi szybko przypomnieć sobie mój język migowy. Na te parę godzin spędzonych w Shenzhen postawiłem sobie zadanie zakupu notebooka Xiaomi (proszę czytajcie to siałmi). Chciałem to zrobić ze względu na istniejącą tu specjalną strefę ekonomiczną. Po prostu mogło tu być taniej. Chińskie nawigacje nie pokazały mi żadnego sklepu Xiaomi, jednak szpiedzy z Google’a dokładnie oznaczyli trzy firmowe sklepy chińskiego producenta. Pamiętajcie, że usługi google’a nie są dostępne w państwie środka.

Jednak z tą dokładnością trochę przesadziłem, pierwszego sklepu mimo szczerych chęci nie zlokalizowałem, przyjąłem więc cel na drugi sklep. Ku mojej radości go odnalazłem. Wchodzę do środka, jednak nie widzę szukanego towaru. Mój tłumacz zadaje pytanie, czy go nie mają. Dostaje odpowiedź, że nie po czym sprzedawca odwraca się na pięcie i idzie zrobić sobie kawę, przywołuje go do siebie i prawie, że gwałtem wyciągam od niego informacje, że komputer ten nie jest dostępny w sklepach stacjonarnych i mogę go dostać tylko przez Internet. Niech to szlag – mało czasu, aby zdążyć…

Brak planu, co robić? Najlepiej zjeść na poprawę humoru. Deser? Jasne. Teraz czuje, że naprawdę poprawi mi humor. Lot o 22:15, a jest 15:00, idealny czas jechać na lotnisko. Patrzę na mapę, że mam metro jadące do lotniska, jedna linia 30 przystanków, więc spędzę godzinę w metrze. Super tyle czasu na nadrabianie bloga. I znów kupuję magnetyczny żeton otwierający mi bramkę, który wyrzuca się przy wyjściu.

Wychodzę z metra godzinę później i czuję się co nie co zagubiony. Pytam obsługę metra jak dojść na lotnisko. No tu już powinni znać angielski, niestety się mylę. Odprawają mnie do informacji. Zaczepia mnie Chan, który twierdzi, że wie jak dojść na lotnisko. Wyobraźcie sobie, że stacja metra nazywa się Shenzhen Airport, a nie na żadnej informacji na niej jak dojść na lotnisko! Na szczęście Chan wyprowadza mnie na zewnątrz. Twierdzi, że pracuje na lotnisku jednak sam nie bardzo ogarnia jak się na nie dostać. Okazuje się, że stąd jest jeszcze z 5 kilometrów duo lotniska i nie da się dojść pieszo. Mój przewodnik pyta się naciągaczy na motocyklach dowożących ludzi na lotnisko gdzieś mamy najbliższy przystanek autobusowy. Odpowiedź jest jasna: nie na przystanku, jedź z nami. Dochodzi do kłótni i słyszę parę niezrozumiałych chińskich wulgaryzmów. Na koniec podpowiadają iść w złym kierunku jak się później okazuje. Chan ostrzega mnie, żebym nigdy nie korzystał z usług podwożących motocyklistów. Mogą oni wywieźć Was w zupełnie inne miejsce i kazać płacić sobie jakieś ogromne pieniądze.

Jak widać taksówkarze na całym świecie są do siebie podobni, pamiętam jak podczas mojego pierwszego wyjazdu do Kijowa zapytałem taksówkarza jak dojść w jedno miejsce. Oczywiście zaproponował, że mnie zawiezie, podziękowałem i podpowiedział mi zupełnie złą drogę. Kolejna spotkana osoba wytłumaczyła mi dobrze jak mam dojść do celu.

W końcu znaleźliśmy przystanek, był na nim oznaczony autobus jadący na lotnisko za całe dwa juany czyli 1,20 złotego. Chan poczęstował mnie papierosem i przeprosił za taksówkarzy, powiedział, że to nie Chińczycy i że przez właśnie takich ludzi powstaje zła opinia na ich temat. Autobus przyjechał po ponad pół godzinie, zapakowaliśmy się duo środka i po jakichś 15 minutach byliśmy na lotnisku.

Terminal lotniczy robi ogromne wrażenie, współczesna architektura wprost ze Stanów Zjednoczonych cieszy oczy. Sufit nie jest płaski, a składa się z wielu kubicznych figur nadający wnętrzu futjrystyczny wygląd. Ma on symbolizować wysoki wzrost gospodarczy, potęgę oraz wszelkie innowacje tworzone w Państwie Środka. Sami autochtoni twierdzą, że Chiny zawsze były potęgą, zdarzały się tylko momenty chwilowych zachwiań. Taką chwilą była rewolucja kulturalna. W pełni zgadzam się z takim punktem patrzenia.

Odnalazłem maszynkę ze stretchem, przepakowałem z plecaka całą najcenniejszą elektronikę do bagażu podręcznego. I oddałem plecak do maszynki stretchującej. Wypadł wielki kokon, który chwilę później został zdany, a ja czym prędzej poszedłem przejąć kontrolę bezpieczeństwa. Przeszła ona bez problemów, ale zdziwiłem się, że w Chinach nie można przenieść przez kontrolę bezpieczeństwa zapalniczek, to bardzo dziwne, tym bardziej, że wszyscy tu palą. Może to jedyny sposób, aby uniemożliwić palenie na pokładzie samolotu?

Odlot minimalnie się opóźnił, wszedłem na pokład Airbusa A330-343 należącego do Hainan Airlines. Jest to naprawdę ogromna maszyna, na pokładzie mieści się około czterystu pasażerów. W czasie trzygodzinnego lotu otrzymałem kolację, a następnie zestaw do spania. Do tego miałem przed sobą dostępny tablet z grami, filmami, muzyką, gazetką reklamową czy też nawigacją z miejscem w którym aktualnie się znajdujemy, na jakiej wysokości jesteśmy i z jaką prędkością lecimy. W planach miałem pospać, ale przez ten tablet nie za bardzo mi się to udało. Byłem zbyt pochłonięty tym, aby sprawdzić jak dobrze on działa. Przyznam, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony jakością linii Hainan Airlines i pomimo tego, że siedziałem w środku środkowego rzędu ten lot będę wspominać bardzo dobrze.

Doleciałem do Pekinu około pierwszej, odebrałem kokon. W środku były moje noże więc nie miałem jak go rozpakować. Poszedłem więc z nim na oddział policji. I tym razem nie zostałem zawiedziony przez chińskich policjantów, którzy nie znali angielskiego, ale zrozumieli o co mi chodzi, pożyczyli mi nożyczki, zrobiliśmy wspólne zdjęcie, wedle starej chińskiej tradycji zostałem poczęstowany papierosem, a nie miałem zapalniczki bo zostałem „okradziony” na kontroli bezpieczeństwa. Co też w sposób migowy postarałem się wyartykułować. Policjanci zrozumieli pośmiali się i dali mi zapalniczkę. Uznałem, że zapalę tu z nimi, bo jeden petent palił, ale służbiści pokazali mi, że ten gość jest głupi, a ja mogę zapalić na zewnątrz.

Dymek, powrót na dworzec, szukanie miejsca do spania. Na moim terminalu nie było wiele wygodnych miejsc do spania, pojechałem więc na największy terminal numer trzy bezpłatnym autobusem. Na miejscu znalazłem wolną wygodną kanapę pod starbucksem, którą przejąłem na całą najbliższą noc.

Dodaj komentarz