Czyli najarany wyhasany
Wylecieliśmy z mieszkania jeszcze przed dziewiątą rano, okazało się, że wczoraj zmarnowałem czas targując się o przejściówkę, która nie pasowała do tego co chciałem podłączyć. Mądry ja wyrzuciłem paragon, jednak w Chinach nawet bez paragonu można zwrócić towar o ile sklep jest mały i pracodawca Was pamięta. Tak też zrobiłem, w tym celu znów wróciliśmy do miasta. Po udanej akcji poszliśmy triumfalnie zjeść. Tym razem Chińczycyodnieśli zwycięstwo, byłem cały mokry, leciały mi łzy i katar płynął z nosa. Było smaczne, ale strasznie ostre. Johnny jeszcze gorzej zniósł to, ale ostatecznie daliśmy radę. Czytaj dalej „55. Dzień podróży (10.12)”