48. Dzień podróży (05.10)

Za chwilę zaczęła grać głośna chińska muzyka, o co chodzi? Najpierw bójka, a teraz impreza? Nie za późno? Kiedy tylko ruszyliśmy dupska zrozumieliśmy co się dzieje tutaj. Mnóstwo chińczyków z samego rana ruszyło uprawiać sport, jedni tai chi, drudzy jogę, a trzeci po prostu biegali. I to właśnie Ci sportowcy krzyczeli tak wniebogłosy. Poszliśmy dalej w stronę głośnej muzyki, zobaczyć co tam się wyprawia, a tutaj okazuje się, że ktoś przyniósł głośniki i pewnie więcej niż stu chińczyków do niej tańczy. Piękny widok, do tego było mnóstwo emerytów. Świetne w Chinach jest to, że emeryci nie są wykluczeni z życia publicznego, wszędzie można ich spotkać, grają często w różne gry, tańczą itd.

Obudziły nas rano krzyk chińczyków, nie wiedzieliśmy za bardzo co się dzieje, ale był to znak, że trzeba zbierać się czym prędzej. Jednak jeszcze leżąc w śpiworach przyszedł do nas Chińczyk z pieskiem i jak zobaczył, gdzie śpimy pokazał nam kciuka i uśmiechnął się, że śpimy w parku, a nie w drogim hotelu.

Wyszliśmy z parku pooglądać miasto i byliśmy zdumieni jak czyste i zadbane ono jest. Naprawdę wszystko dopięte na ostatni guzik. Idąc w stronę wyjazdu z miasta spotkaliśmy amerykańską turystykę z Kalifornii i Ukraińca z Kijowa, który mieszka tu od półtora roku, najpierw się tu uczył, teraz już pracuje. Oboje chcieli pojechać do Mongolii, tylko nie wiedzieli jak. Ukrainiec powiedział, że nie może dogadać się z kierowcami, bo mówią oni tylko po mongolsku. No w końcu jesteśmy w autonomicznym regionie Chin: Mongolii Wewnętrznej. Sztucznie wydzielonej części Mongolii, jeszcze za czasów, gdy Chiny podbiły te ziemie i pozwoliły na ich zasiedlanie przez chińczyków z plemienia (nie jestem pewny czy to dobre słowo) han. Do tego nie dziwne, że nie oddali tej części Mongołom w dwudziestym wieku, ponieważ jest ona bogata w surowce mineralne. To jedna z przyczyn, czemu ten region jest taki bogaty.

Po drodze spotkaliśmy jeszcze Ilję, rosyjskiego aktora z Petersburga, który wybrał się w podróż dookoła świata z malutkim plecakiem, na oko mającym 32 litry. Zarabia on żonglując w miastach i zbierając przy tym pieniądze. Nie spodobał mi się on z samego początku z jednej b strony potwierdził, że jedzie bez żadnych pieniędzy, a z drugiej sam dojechał do granicy z Ułan Bator pociągiem, a następnie przejechał ją na stojącym tam UAZie za 10000 tugrików, come on! Nie masz kasy, a stać Cię na takie podróżowanie? Do tego przy nas skoczył do sklepu i kupił sobie jedzenie. Nie lubię jak ktoś mnie okłamuje od samego początku, ale nie miałem nic przeciwko spróbować przejechać pierwsze 300 kilometrów po których powinniśmy odbijać na wschód w stronę stolicy Mongolii Wewnętrznej Huhot, a Ilja jechać prosto do Pekinu. Jeszcze po drodze zorganizowałem kartony i poprosiłem, by Chińczycy wypisali mi moją destynację. Tym razem poszło to bez żadnych problemów, może dlatego, że byli to Mongołowie, którzy nie bali się zrozumieć mojej mowy ciała?

Trafiliśmy na trasę, miasto kończy się bardzo szybko, przypomina mi to trochę jak zaczynają się i kończą niektóre sowieckie miasta. Ilja zaproponował nam grę, określić za ile i jakie auto się zatrzyma. Ja dałem 5 minut i niebieski autobus, Ilja czerwony samochód za 10 minut, a Johny białe auto za 3 minuty. Samo łapanie stopa jest trochę śmieszne w Chinach, nadal większość ludzi nie rozumie jego idei.

Hack Life:
Wyciągnięty kciuk w górę może być Note zrozumiany w Chinach jako autostop, a to że jest nam super. Dlatego też należy trzymać poziomo rękę i robić delikatną falę i najlepiej stać z tabliczką.
Więcej wskazówek znajdziecie tutaj:
http://hitchwiki.org/en/China

Staliśmy tak jak głupi z tym gestem robiąc falę z ręki. Niestety albo stety nic się nie zatrzymało w ciągu pierwszych 10 minut i przyszło się nam rozdzielić i Ilja poszedł dalej od miasta. Poszedł szybciej niż jeździły auta, bo nikt się jeszcze nutę zatrzymał, a go już nie było widać (krzywa logika). Po jakimś czasie zatrzymało się pierwsze auto, ale gdy kierowca zobaczył naszą tabliczkę od razu powiedział, że tam nie jedzie. Nie udało mi się nawet wytłumaczyć, że kolejne miasto to będzie super. Brak języka daje tu mocno po dupie, aż zaczynasz co raz mocniej chcieć nauczyć się go. Później zatrzymało się kolejne auto i znów te same problemy.

Jak to się mówi, duo trzech razy sztuka, trzecie auto które zatrzymało się, może po godzinie od momentu w którym zaczęliśmy stać zabrało nas. Najpierw podbiegł Johny, próbując im coś wyjaśnić, ale widziałem, że wygląda to tak, że gada on połowę po rosyjsku, a połowę po angielsku. Złapałem dwa plecaki i orzytargałem kute z tabliczką. Pokazałem im list autostopowicza, okazało się, że partnerka kierowcy rozumie troszeczkę angielski. Dogadałem się z nią, że przejedziemy całe 25 kilometrów, bo później oni zjeżdżają z trasy. Przez drogę praktycznie nie rozmawialiśmy, bo nie było jak, jak i kierowca z partnerką nie mieli na to ochoty. Wyskoczyliśmy z samochodu przed poligonem dla ruskich czołgów, a będą drodze można było znaleźć łuski, chyba nie muszę tłumaczyć, że chcieliśmy złapać stąd coś szybciej, aby nikt nie pomyślał, że jesteśmy z wywiadu albo przez przypadek nas nie ustrzelił. Jak na złość na koleją okazję czekaliśmy godzinę.

Tym razem para była bardziej gadatliwa, rozmawiałem czas pomocą Google Translatora, a Chinka używała swojego chińskiego tłumacza. Przejechaliśmy ponad sto kilometrów i wjechaliśmy na pierwszą chińską autostradę. Powiem Wam, że jak popatrzyłem na jakość tych autostrad to naprawdę nie mam nic przeciwko, aby Chińczycy u nas budowali autostrady. W takiej przemiłej atmosferze dojechaliśmy do miasta Saihan Tal, a dokładnie na jego przedmieścia. Nasi kierowcy nie chcieli nas wysadzić na autostradzie mówiąc, że to niebezpieczne miejsce i boją się o nas. Cóż robić nie zatrzymamy auta za nich. Zaczęliśmy więc wracać na autostradę i łapać stopa. Zatrzymało się auto, udało się nam wyjaśnić, że facet jedzie w stronę Hohot, czyli stolicy Mongolii Wewnętrznej. Przejechaliśmy maksymalnie 20 kilometrów omijając autostradę. Na moich mapach nie było tutaj drogi do Hohot, droga kończyła się w stepie, ale zaryzykowaliśmy i nie wracaliśmy duo autostrady a łapaliśmy dalej. Po niedługim czasie zawróciła się do nas kolejna para.

Para Mongołów jak się okazało jechała prosto duo Hohhot, jak się okazało zamiast jechać drogą wyznaczoną przez mapę, która miała długość 500 kilometrów pojechaliśmy drogą o przekątnej, która miała 300 kilometrów. Super nie?! Chińczycy budują szybciej niż są aktualizowane mapy!!! I znów całą drogę rozmawialiśmy za pomocą Google Translatora. Hell yeah! Brakowało mi jednak chińskiej klawiatury i chińskiego rozpoznawania głosu online. To było zadanie do wykonania w Hohhot.

Przyjechaliśmy wieczorem na miejsce i pierwszą rzeczą, którą zrobiliśmy było skierowanie się do restauracji. I co ciekawe wpadliśmy do muzułmańskiej restauracji, to nic dziwnego. Mieszka tutaj ogromna ilość chińczyków Wu, będących muzułmanami, znajduje się tu wielki meczet, a nawet na chińskiej walucie znajdziecie zapisy w języku arabskim. Znów byliśmy niesamowitą atrakcją w restauracji, poznaliśmy całą rodzinę zajmującą się biznesem, pobawiliśmy się z dziećmi, zjedliśmy, zostaliśmy też po raz pierwszy raz oszukani, ale o tym w oddzielnym poście. Następnie skierowaliśmy się do parku w którym na górce w ciemnym miejscu poszliśmy spać.

Cały dzień starałem się uczyć chińskiego (z różnymi rezultatami). Ale z każdym dniem będzie co raz lepiej!!!

Dodaj komentarz