38. Dzień podróży (25.09)

Poranek, ładowarki, kawa w restauracji, cujbaz, czyli mongolskie danie zawierające makaron i mięso, potem pierwszy, drugi stop i trzeci na siedemset kilometrów prosto do Ułan Bator. Wszystko dobrze się zaczynało jechaliśmy dostatecznie szybko, kierowca mówił troszeczkę po rosyjsku, zatrzymaliśmy się po drodze w Erdenet na dworcu kolejowym, żeby mógł zadzwonić ze stacjonarnego telefonu. Ale im bliżej Ułan Bator byliśmy, nasza prędkość Ci też bardziej zmalała do tego stopnia, że jechaliśmy 40 kilometrów na godzinę i nasz kierowca płakał nad każdym najechanym dołkiem. A wydawałoby się, że nie powinien przeżywać takich głupot, bo był wysoko postawiony. Jego rodzice byli ambasadorami w Moskwie, a on sam uczył się w szkole dyplomatycznej.

Myśleliśmy, że dojedziemy do Ułan Bator około 21:00. Znalazłem dwie osoby na cs, które zgodziły się mnie przenocować. Jakieś przeczucie kazało mi nie anulować żadnego z tych potwierdzeń. Jak nasz kierowca zaczął zwalniać zacząłem myśleć, że będziemy około 22:00 itd. Przyjechaliśmy ostatecznie na przedmieścia około północy. Okazało się, zsrr dziewczyna, która zgodziła się nas przyjąć nie może nas spotkać tak późno, za to Muunuur mógł nas przyjąć więc pojechaliśmy do niego taksówką. Dałem telefon kierowcy taksówki i później dla niego było wszystko jasne, gdzie powinniśmy jechać. Cała trasa kosztowała około 8 zlotych za jakiś cztery kilometry.

Ale, ale do tego momentu mieliśmy jedną nieprzyjemną sytuację. Najpierw byliśmy świadkami jak podjeżdża marszrutka z której wyłania się szalony nawoływacz, który głośno krzyczy, gdzie będzie ona jechać. Zapytaliśmy czy będzie jechać do centrum -tak tak, wsiadajcie. Siedliśmy szybko i zapłaciliśmy bagatela po dwa tysiące tugrików czyli prawie po cztery złote. Czyli dość drogo. Na kolejnym przystanku wszedł jakichś alkoholik i wydało mi się, że zapłacił on tylko tysiąc tugrików, dlatego też Johny zapytał ile on zapłacił i kierowca powiedział, że też dwa tysiące. I zaczęło się. Alkoholik przyczepił się do nas i zaczął mówić coś w swoim języku zapewne wyzywając nas od ochydnych Europejców z dużymi oczami. Tak przynajmniej sądzę, oceniając ton jego głosu. Później siadł obok nas i zaczął robić gesty jednoznacznie znaczące, że chce się bić. Było jasne, że nie ma szans, ale my nie chcieliśmy mieć problemów w stolicy obcego państwa. Co ciekawe w czasie gdy on nas obrażał, nikt w prawie pełnej marszrutce nie stawił się za nami, żeby dupek przymknął pysk. Bardzo gościnnie… To wszystko wyzwoliło w nas wiele złej energii, którą chciało się gdzieś wylać, ale nie było za bardzo gdzie.

Cała ta sytuacja wpłynęła ba rozmowę z naszym hostem. Byliśmy przybici bez polotu, ale i tak nie przeszkodziło to na długą rozmowę do trzeciej w nocy. Okazało się, że on też słucha muzyki rockowej, a jego brat jest współorganizatorem największego festiwalu rockowego w Mongolii Rock Naadam. Doszła trzecia, wziąłem wymarzony prysznic i poszedłem spać.

Dodaj komentarz