39-40. Dzień podróży (26-27.09)

Te dwa leniwe dni spędziliśmy w Ułan Bator. Rankiem wyjechaliśmy od Mandula. Zadzwoniłem do Otgo, dowiedzieć się czy możemy u niej zostać. Okazało się, że oczywiście możemy i co więcej nawet na dwie, a nie jedną noc, a po za tym to ona jest w Centrum i możemy się tam zaraz spotkać. Potaskaliśmy więc co prędzej nasze plecaki pod główny budynek rządu na plac Czingis Chana.

Po drodze jeszcze zdążyliśmy pogadać z Holendrami, tutaj schodzą się wszyscy Europejczycy, taki tam meeting point. W czasie rozmowy z nimi zobaczyłem czekającą Otgo, pożegnaliśmy się i poszliśmy w jej kierunku. Ciepłe powitanie, dobre poczucie humoru, to pierwsze rzeczy jakie pozytywnie mnie zaskoczyły. Złapaliśmy taksówkę, aby odebrać siostrzenicę Otgo, ale ubiegła nas w tym jej mama. Widać zbyt wolno posuwaliśmy tyłki. Spotkaliśmy je na przystanku, na początku mała się nas wystraszyła, dwa duże potwory z ogromnymi oczami. Ale już po paru minutach nawiązaliśmy z nią jakiś kontakt. Mama Otgo za to mówiła troszeczkę, po rosyjsku. Wyjechaliśmy na przedmieścia tej wielkiej dżungli jaką jest Ułan Bator. Tylko centrum wygląda na miasto, całe ogromne przedmieścia w których mieszka 60% mieszkańców nie posiadają kanalizacji ani bieżącej wody, chodzą po nich krowy i za wielkimi płotami, które zasłaniają całą posesję znajdują się bardzo często jurty. Pomyślcie, mieszkam w jurcie w Ułan Bator. Tak więc tutaj nie mieliśmy takich wodotrysków kask prysznic, ale i tak było cudownie. Widok stąd na wieżowce jest cudowny, najpierw rozciąga się przed Waszymi oczami mega wieś, położona na wzgórzach, a dalej już w mgle lub smogu, rozpościerają się wieżowce. Z samego początku zostaliśmy nakarmieni i napojeni ciajam, ajarem czyli kumysem. Humor na tyle nam dopisywał, że spaliśmy narty Kaciuszę i inne rosyjskie pieśni. Następnie zagraliśmy w prawdziwe mongolskie kości.

Mongolskie kości:
Gra podobna do tej z Irkucka, gra się kostkami z kolan kozłów, mają one cztery strony, które często wypadają więc mają przydzielone konkretne nazwy: koń, kozioł, owca i wielbłąd. Trzeba mieć minimum z trzydzieści kostek. Najpierw losujemy osobę, która będzie zaczynać. Oczywiście po mongolsku. Na trzy cztery pokazujemy po jednym palcu. I tak kciuk jest większy od małego palca, wskazujący jest większy od kciuka, środkowy od wskazującego, serdeczny od środkowego, a mały od serdecznego, wygrywa ten kto pokaże największy palec. Jeżeli występuje sytuacja sporna lub patowa gra się do skutku. Następnie osoba, która wygrała, bierze w dłonie wszystkie kości i rozsypuje je. Następnie należy zbić wszystkie pasujące do siebie pary zwierząt. Uderzamy w jedną kość i musi ona trafić w drugą. Nie uderzając przy tym żadnej innej kości. Jeśli nie trafimy lub uderzemy jeszcze jedną kość tracimy naszą kolejkę. Jeśli trafimy zabieramy kość. I strzelamy do momentu, aż nie skończą się pary zwierząt. Wtedy wszystkie kości bierze kolejna osoba i rozsypuje rozdanie dla siebie. I tak gramy aż skończą się kości w grze. Pod koniec gry dochodzą kolejne zasady, jeżeli wypadną wszystkie takie same kości to dochodzi do walki kto zbierze więcej ich ze stołu ten wygrywa. Jeżeli zostają cztery kości w grze i wypadną cztery zwierzęta to też dochodzi do walki. Walka nie występuje przy dwóch takich samych kościach, wtedy poprostu należy zbić jedną i zabrać obie. Na koniec wybieramy liczbę ile każdy gracz ma dać kości do nowej rozgrywki. I gramy tak aż jedna osoba zbierze wszystkie kości.

Uff długo objaśniać, ale nauczyć się w top grać jest naprawdę prosto. Otgo uczy się na architekturze i musiała lecieć na parę godzin na uczelnie, my wykorzystaliśmy ten czas na poszlajać się po mieście. KFC, muzeum represji 1937 roku, znów plac Czingis Chana, galerie, księgarnie, targi.

Spotkaliśmy się wieczorem, wróciliśmy, kolacja, spanie. Kolejny dzień w całości spędziliśmy w domu Otgo. Ona z rana poleciała na uczelnie, a kiedy wróciła my dopiero wstawaliśmy. Był to bardzo leniwy dzień, zrobiliśmy cujwan, narysowaliśmy pamiątkowy rysunek od nas. Poszliśmy przynieść wody (prawie sto litrów). Rozmowy o życiu, co jest naprawdę najważniejsze. Kolacja i kolejna noc.

Dodaj komentarz