34. Dzień wyprawy (21.09)

Wstaliśmy z samego rana podziwiając wschód słońca. Szybkie upakowanie rzeczy i kciuk w górę. Ale do czego? Nic nie jedzie. Parę kilometrów dalej jest wioska, są krowy to będzie wiejskie mleko, do tego znajdziemy jakieś bułki i będzie śniadanie, że tralala. Nasze słowa szybko zamieniły się w czyny i jedliśmy bułeczki z mlekiem pod sklepem przeganiając miejscowych alkoholików proszących o kasę i papierosy. Wróciliśmy na trasę robiąc przystanek w kaplicy buddyjskiej i złapaliśmy stopa z miejscowym Tadżykiem do następnego miasta Gusinoaziorska. Tutaj zdecydowaliśmy się na przelezienie przez miasto. Dalej był stop z dwoma buriatami do kolejnego miasta: Nowosieliengińska. A stąd zabrała nas na granicę marszrutka, która zatrzymała się w środku miasta, aby nam pomóc.

Wewnątrz niej siedziało trzech Buriatów, którzy stale rozmawiali między sobą po buriacku, a tylko z nami po rosyjsku. Robili co parę kilometrów specjalne przystanki, aby to tu wyrzucić monetkę, papierosa, zapałki, czy też polać miejsce wódką wkoło zgodnie z ruchem słońca. Po drodze złapaliśmy na stopa Buriatkę i Mongoła, wybierających się za granicę jak my. Kolejny raz spotkałem osobę będącej w latach 80. w Polsce. Patrząc na te wszystkie powtarzające się zachwyty naszą ojczyzną tamtych lat można sobie wyobrazić, że mimo komunizmu żyło się u nas o wiele lepiej niż w związku radzieckim. Zresztą potwierdzają to liczne książki. Polska dla Związku Radzieckiego była „oknem na zachód”. W latach osiemdziesiątych w Petersburgu i Moskwie można było spotkać na ulicach napisy „Solidarność”.

Dojechaliśmy do granicy w Kiachcie. Jeszcze na dwadzieścia kilometrów przed nią zaczyna się strefa przyrganiczna i po raz pierwszy są sprawdzane paszporty. Jest to dość szybka kontrola i nawet Europejca długo tu nie trzymają. Znów nostalgiczny dla mnie moment. Kiedyś Polityka wydała specjalny numer składający się tylko z historii Rosji. Był tam artykuł dzielący Polaków na rusofobów, rusofilów i rusoświrów. Pierwszych dwóch terminów nie muszę tłumaczyć. Za to trzeci dla większości z Was jest zapewne nowością. Rusoświr to człowiek, który z jednej strony nie zgadza się z polityką Kremla szczerze nienawidząc imperialnego sposobu myślenia mieszkańców jak i władz. Z drugiej strony to ktoś uwielbiający kulturę, wieloetniczność i wieloreligijność Rosji. Jednoznacznie klasyfikuję się jako rusoświr. Stąd ta nostalgia, która skierowała mnie do baru, żeby wypić po kieliszku rosyjskiej wódki i zjeść ostatni raz rosyjskie pielmieni.

Granica z Mongolią w Kiachcie:
Jest to granica tylko dla samochodów, więc od razu poszliśmy do pierwszego auta w kolejce, które bez problemu nas wzięło. Siedzieliśmy z Mongołkami nie mówiącymi w żadnym zrozumiałym dla nas języku. Po pół godzinie szlaban podniósł się. Przejechaliśmy pierwszą kontrolę sprawdzającą czy w aucie jest wszystko ok. I oczywiście Rosjanie się do czegoś przyczepili i cofnęli auto. Nam tylko kazali pokazać co jest w plecakach ledwo zdążyłem pokazać brudne gacie i pograniczce starczyło. Uff. Metoda na brudne rzeczy działa bardzo często, gorąco ją polecam. Granicę w lewo i prawo przechodziły psy, które zapewne żadnych paszportów nie miały. Na pewno nie były to psy szukające narkotyków, czekając na auto, które mogło by nas zabrać zaczęliśmy się bawić z jednym z nich. Ja głupio zrobiłem mu zdjęcie i od razu zaatakowali mnie rosyjscy pogranicznicy. Szybko usunąłem zdjęcie i było po sprawie. Kierowca w kolejnym mongolskim aucie nie chciał nas wziąć, ale Rosjanie też nie chcieli byśmy tutaj stali i zmusili ich szantażem, że jak nas nie wezmą to ich zawrócą. W aucie naprawdę nie było miejsca w czwórkę na tyle jakoś dojechaliśmy do punktu kontroli paszportów. Nasi Mongołowie przeszli szybko, problemy się zaczęli, gdy Rosjanie zobaczyli mój paszport.

Tysiące, tysiące pytań. Czemu nie mam początki wjazdowej do Rosji, czemu byłem tyle razy w Ukrainie, co robiłem tam w listopadzie ubiegłego roku, a co w lutym 2014. roku. Sam ledwo pamiętałem, musiałem sobie wspominać. W jakich miastach Ukrainy byłem, czy może nie pojechałem w strefę wojny. A po cholerę jeździłem do Gruzji. I ciągłe tłumaczenie, że jestem podróżnikiem i odwiedzam wiele krajów, że to co w paszporcie to jedno, a wszystkie kraje do których można jeździć bez paszportu to drugie tyle, a tak naprawdę jeszcze więcej. Został zawołany przełożony i znów te same pytania. Do tego doszło pytanie po cholerę do Rosji jeżdżę. Pokazałem kawałek bloga, zdjęcia itd. W końcu pada pytanie czy puszczać mnie czy nie?

Puszczać, puszczać. A co jeśli by mnie nie puścili? Od razu za kratki, czy na komisariat udowadniać swoją niewinność? A potem co? Autostop w samochodzie policji do granicy z Mongolią? Chyba nie chcę znać odpowiedzi na te pytania. Całe szczęście ta podróż zapełniła ostatnie wolne strony w moim paszporcie i na kolejny raz nie będzie powodu na zadawanie takich głupich pytań. Jeszcze pięć minut i w moim paszporcie była postawiona pieczątka z napisem Kiachta. Całe szczęście, że nikt nie dochodził do tego, że wjechałem do Rosji dzień po zakończeniu białoruskiej wizy. Nie ma co przeżywać. Połowa sukcesu za mną. Jeszcze przejść tylko mongolską granicę i będę znów w pełni wolnym człowiekiem bez papierkowych problemów.

Dojechaliśmy do mongolskiej budki w bardzo niewygodnym aucie po czym nasz kierowca się z nami pożegnał i powiedział, że dalej wyjdziemy pieszo. W środku jeszcze musieliśmy wypełnić mini karteczkę, aby ulżyć w przypisywaniu danych pracownikom służby celnej. Była tam rubryka dotycząca hotelu w którym będziemy przebywać. Do jasnej anielki nie będziemy spać w hotelach. Zostawiliśmy to miejsce puste. Przy okienku długo tłumaczyliśmy, co to autostop i że będziemy spać na drodze. Na koniec zmieniliśmy taktykę: będziemy spać w hotelu, ale nie wiemy w jakim, a jeździmy taksówkami i busami. Oczywiście nasz Mongoł uciekł, a trzeba było uzupełnić numery maszyny na jakiej przyjechaliśmy, znów trzeba było objaśniać, że ten kozioł uciekł. Na szczęście te problemu nas nie zablokowały i bez żadnych kontroli rzeczy przeszliśmy za bramki, ale to jeszcze nie miał być koniec przygód. Okazało się, że pieszo stąd wyjść nie możemy, a maszyn które chcą nas wywieźć jest od „groma i ciut, ciut”. Zobaczyliśmy austriackiego campera, podszedłem i wyjaśniłem naszą sytuację po angielsku austriakom. W odpowiedzi dowiedziałem się, że nam nie pomogą, bo nie mają miejsca, a ja widziałem w tym samym czasie wystarczająco miejsca dla nas. No cóż sławna gościnność austriacka nie pomogła nam przejechać jednej bramy więc z pomocą poszliśmy do miejscowych. Znaleźliśmy w końcu człowieka, który nas wywiózł chociaż miał naprawdę niewIele miejsca.

Witamy w Mongolii!!! Pamiątkowe zdjęcie na bramie wejściowej, spacery po przygranicznej strefie i zero języka rosyjskiego i 90% społeczeństwa już tutaj nas nie rozumie. Głupie zdjęcia, uśmiechanie się do Mongołów, mahanie ręką, wyjęcie tugrików i znów jestem milionerem 1000 tugrików to mniej niż dwa złote, kolejna zamknięta świątynia mongolska i stop za miasto w kierunku Darchanu z Mongołką Dawą ledwo mówiącą po rosyjsku lecz na tyle, aby budować sobie słowniczek. Kolejne miasto Suhbaatar, obiad z buzami i dalej na południe. Podwiózł nas kolejny Mongoł. Do wioski przed Darkchanem zobaczyliśmy jurty i znów poszliśmy jeść tym razem cieburieki czyli według Mongołów hurusz są to takie naleśniki w środku których jest wołowina. Mimo, że Rosjanie uważają ją za swoją potrawę to pochodzi ona z Mongolii i tutaj jest nieporównywalnie lepsza.

Mongoł będący właścicielem restauracji świetnie mówił po rosyjsku, więc wykorzystałem to maksymalnie, zobaczyłem szachy w które nie grałem całe wieki. Rozegraliśmy partię, niestety przegrałem, ale nie powiem, że poszło to Mongołowi super łatwo. Jednak racja dałem ciała. Zrobiło się ciemno, więc zapytaliśmy się czy możemy przespać się gdzieś na dworze. Powiedział, że obok jest sklep na świeżym powietrzu, który jest otwarty bez przerwy. W nocy po prostu ekspedientka śpi na świeżym powietrzu i budzi się jak ktoś przyjeżdża. Tak robi się trzy zmiany na dobę. Zaczęliśmy się już rozkładać, gdy wrócił do nas mówić byśmy szli spać do jurty. Ja nawet nie chciałem się sprzeczać i oczywiście skorzystaliśmy z tej super opcji śpiąc w dużo lepszych warunkach.

Dodaj komentarz