21. Dzień podróży (08.09)

Wstałem z rana, kolejny post, kolejna godzina. Kawa z Saszą, pyszne śniadanie, jajecznica. Swoją drogą warto wyjaśnić jedną rzecz. Mianowicie Aleksander i Aleksandra mają taką samą zdrobniałą formę po rosyjsku: Sasza, to samo dotyczy Eugenii i Eugeniusza czyli Żenia. Przez co bez kontekstu ciężko określić czy mówię o mężczyźnie czy o kobiecie. Sasza ma na szczęście nienormowane godziny pracy przez co mogliśmy wyjść wystarczająco późno.

Zostałem podwieziony autem do centrum. Skąd aleją mogłem pójść pod sam kreml pieszo. Pogoda nie dopisywała, lał mocny deszcz. Więc nie było czasu na rozczulanie się pięknymi budynkami w koło. Jedynym moim celem było dotarcie do meczetu na kazańskim kremlu postawionym na miejscu w którym stał kiedyś ogromny meczet Bul-Szarif. Wejście na teren kremla jest bezpłatne, to samo dotyczy meczetu. Miejscowa legenda głosi, że Iwan Groźny po zajęciu Kazania, chciał poślubić miejscową księżniczkę, jednak ta bojąc się cara rzuciła się z jednego z ocalałych minaretów. Już na samym początku zostałem zaskoczony tym, że nie trzeba zdejmować butów. Po lewej i prawej są wejścia na balkony z których można obejrzeć meczet. Robi on niesamowite wrażenie, wszystkie zapisy złotymi literami po arabsku, bogactwo orientalnej ornamentyki zniewala oczy. Zrobiłem zdjęcia i wróciłem po plecak, który zostawiłem w restauracji przy przystanku z którego miałem jechać. Wróciłem zamówiłem sobie kawę, bo chciałem jakoś zrekompensować niedostatki jego przechowywania tutaj. I zacząłem gadać z kelnerami, oboje są tatarami, ale tylko jeden mówi po tatarsku. Razem z nimi stworzyłem dla Was mini słownik tatarski, aby zrobić dobre wrażenie w krajach tatarskich:

Mini słownik tatarski:
Cześć salam
Dziękuję rehmet
Dziękuję bardzo zur rehmet
Na razie ale
Do widzenia husz
Kocham Cię aratam sinie
Piękna dziewczyna matur kyz
Proszę ejnhap

Dostałem pirożek tatarski z mięsem i kapustą. Jak widać nie tylko Słowianie nie wyobrażają sobie kuchni bez kapusty, a także Tatarzy. Zebrałem się, Powiedziałem „husz”, i poszedłem na bliski przystanek na autobus 43 jadący za miasto. Do wioski Wysoka Góra. Z której to już miałem do przejechania około 700 kilometrów do Permu miasta pod którym znajdowało się wiele Gułagów w tym ten najdłużej pracujący, bo aż do 1988 roku. Cały dzień lało, kiedy wszedłem do autobusu przestało, nawet zrobiło się na tyle gorąco, że wychła mi kurtka i częściowo spodnie. Po wyjściu z autobusa, miałem do przejścia jeszcze 3 kilometry. W tym czasie pogoda znów zaczęła się zmieniać. Zdążyłem postać dosłownie 10 minut z wyciągniętym kciukiem, po czym kułak lunął taki deszcz, że zrezygnowałem z łapania okazji, wolałem postać pod sklepem i to przeczekać. Zazwyczaj stoję w deszcz i łapię, więc możecie sobie wyobrazić, że była to ściana deszczu od której szybko bym całkowicie przemókł. Pod sklepem zagadał do mnie miejscowy Tatar, skąd jestem, co robię i tak dalej. Nie chciał uwierzyć, że jestem z Polski, bo za dobrze według niego mówię po rosyjsku, a i rysy jakieś nie polskie. Pokazałem, mu koszulkę Polską, która była głęboko pod kurtką oraz paszport. Przejrzał go uważnie i powiedział, że trzeba spytać się kierowcy czy mnie weźmie ze sobą.

Po paru dobrych minutach rozmowy podeszliśmy do auta, z tego co rozumiem, kierowca cały czas czekał na swojego kolegę, który mnie sprawdzał czy jestem godny zabrania. Facet z którym rozmawiałem, miał ciekawe imię Ilszad, a kierowca Fardus. Zaczęliśmy rozmawiać o tym jak to dobrze żyje się w Tatarstaniem, że Tatarzy są dużo bardziej pracowici niż Ruscy. Po za tym mają ziemię żyzną, i bogatą w złoża mineralne. Więc jest na czym biznes robić. Oni sami okazało się, że pracują w Kazaniu,a pochodzą z maleńkiej tatarskiej wioski około siedemdziesięciu kilometrów od stolicy Republiki. Na jakieś pytanie odpowiedziałem po tatarsku i tym samym zdobyłem ich serca. Polała się wódka, pomimo, że byli oni muzułmanami. Zostałem ugoszczony miejscowymi pirożkami, poszły toasty, za silny Tatarstan, za Ich język, niejako w odwecie zaczęliśmy pić za Polskę. I się zaczęło. W stanie mocno nietrzeźwym dojechałem za Arsk, jeszcze specjalnie zostałem wywieziony za miasto, aby droga lżejszą mi była. Do tego zostałem troszeczkę wystraszony. Okazuje się, że wybrałem nie najlepszą drogę.

Life hack:
Jeżeli będziecie jechać z Kazania do Permu nie słuchajcie się nawigatorów pokazujących najkrótszą drogę przez Arsk, a jedźcie, przez Nadbierieżnyje Cielny.

Okazuje się, że obrana przeze mnie trasa nie ma asfaltu na odcinku stu kilometrów. Do tego po drodze jest przeprawa przez rzekę Wiatka, na której do niedawna nie było nawet mostu, a wszyscy przepływali na promie. Teraz został wybudowany most pontonowy, który nie jest zwykłym mostem, a należy płacić jeszcze za przejazd samochodu 1000 rubli czyli około sześćdziesięciu złotych. Jeszcze po drodze miałem przyjemność podziwiać jedną z największych w Rosji fabryk cegły. I usłyszałem dwie anegdoty będą tematy rosyjskich dróg. Pierwsza: w Rosji nie ma dróg, są kierunki i druga w Rosji są dwa problemy durnie i drogi, jeśli zrobić porządnie drogi, durnie sami wyginą.

Wyskoczyłem na rozwidleniu za Arskiem pomachałem Ilszadu i Fadrusu. Zaczął padać deszcz, ale praktycznie nie stałem w tym miejscu. Zabrał mnie ze sobą następny Turek Rajchan także wracający do domu robiący codziennie po 150 kilometrów do Kazania w jedną stronę. Cały czas umiliśmy sobie tatarską muzyką i nie kończącymi się rozmowami o Rosji. Okazuje się, że po zdobyciu Tatarstanu przez Iwana Groznego, Tatarzy za przejście na chrześcijaństwo dostawali przywilej nie płacenia podatku przez trzy lata, do tego muzułmanie płacili podatek w dwa razy większy niż prawosławni. Tatarzy okazuje się, że są dość chytrym narodem i kilkaset lat później za czasów cara Piotra Wielkiego w Kazachstanie nastąpił spis powszechny. Okazało się, że żyje tak trzykrotnie mniej ludzi niż wynika to z ksiąg. A to dlatego, że Tatarzy jeździli pomiędzy wioskami tam chrzcili się za każdym razem pod nowym imieniem i żyli po trzy lata. Tym sposobem nawet całe życie nie płacili podatków (płacenie podatków jest tak oczywiste, że pisząc ten tekst klawiatura sama po słowie płacąc podaje słowo podatki). I żyli naprawdę świetnie. Car nie przebierając w słowach się wkurwił i za karę zaczął przesiedlać Tatarów. Stąd też można spotkać kazańskich Tatarów w Białorusi, na Syberii itd. Ponadto tatarzy, mieli zakaz budowania meczetów z kamienia czy cegły, mogli jedynie wznosić drewniane świątynie. Dopiero caryca Katarzyna II zlitowała się nad nimi i pozwoliła na to. Dlatego też w Kazaniu nie chcą pomników Piotra czy Iwana, a właśnie Katarzyny. Właśnie trwają przygotowania, gdzie taki pomnik wznieść.

Dojechałem pod granicę obwodu Kirowskiego, do wioski Baltasi w której niemal na przeciwko stała cerkiew i meczet. Turek podpowiedział mi, żebym wyszedł na górkę i stąd łowił maszyny. Stała tam zapadła stacja benzynowa, jeszcze z czasów ZSRR. Po kilkunastu minutach muezin z minaretu zaczął nawoływać z minaretu. Pomyślałem, że to dobra moneta, że zaraz ktoś powinien.mnie zabrać. Jakiś wierzący muzułmanin. Ruch był niemal zerowy, jednak i tak po jakimś czasie (pół godziny) udało mi się złapać kolejną okazję, pomimo śpiewów był to Rosjanin, ateista. Był to Żenia. Po raz pierwszy raz w Rosji ktoś się specjalnie zawrócił, aby mnie podwieźć. Nie ukrywam, że było to strasznie miłe. Żenia mieszka w Kirowie. A jechał z monitorem w żyguli i przez to myślał, że się nie pomieścimy, jednak zmienił zdanie i jakoś się upchnęliśmy nie niszcząc przy tym ekranu. Po drodze oddaliśmy monitor rodzinie Żeni, a następnie dojechałem do drogi na Kirow w okolicy wsi Malmyż.

Dalej złapałem stopa z Saszą i jego bratem którzy wywieźli mnie dalej niż mieli jechać aż duo miejsca w którym asfalt się kończył.za wioską Sawali. Wszystko to wyglądało kiepsko, błoto, deszcz, nie miałem nic lepszego do wyboru, niż iście w stronę rzeki na której miał znajdować się most pontonowy. Ale i tutaj udało mi się złapać okazję. Siergiej, jego żona Olja i ich córeczka Anżela jechali do wioski przy samym moście, która nazywała się Gońba, nazwa pochodzi stąd, że jechałem traktem syberyjskim, po którym byli zsyłani ludzie na Sybir. Oni jak się okazało sami byli potomkami sybiraków. Pojechali ze mną do mostu, okazało się, że nie można przez niego przechodzić pieszo według prawa rosyjskiego,a przejazd samochodem kosztuje 1000 rubli (60 zlotych). Na szczęście pracowali tam ich znajomi, którzy w ten pochmurny deszczowy dzień pozwolili mi przejść. Szedłem w błocie i ślizgałem się po mokrej glinie. Około kilometr od mostu odkryłem, że jest tutaj również przeprawa po lodzie zimą. Wow pierwszy też coś takiego w życiu widziałem. Szedłem dalej kilometr za kilometrem. Mimo wczesnej godziny było już ciemno. Tak ogromna odległość od Polski (3 tysiące kilometrów), a różnica w czasie tylko 1h. Dopiero w następnym obwodzie czekała mnie zmiana o 1h w przód. Przeszedłem w tym gównie z trzy kilometry po czym podebrali mnie elektrycy. Nie wiem ile czasu z nimi jechałem, ale przynajmniej było sucho. Siedziałem w takim pomieszczeniu na pace i było mega zabawnie.

Wyskoczyłem z auta, zaczynało zmierzchać. Dalej droga bez asfaltu, deszcz i ponury las. Zobaczyłem jadącą Ładę Newa, którą wracał z wędkowania Nikołaj. Zawiózł mnie bardzo daleko, bo aż do obwodu udmurdzkiego (to też lud ugrofiński). Po drodze cały czas kpiliśmy z Rosji. Wysiadłem pod śmiesznie brzmiącą wioską Muki Kaksi pod niedziałającym jak się okazało gospodą. Noc miała być zimna, około cztery stopnie. Ustawiłem stoły na ganku tak by nie wiało, rozłożyłem na nich brezent tak, aby nie było mnie widać i poszedłem spać.

Dodaj komentarz