14. Dzień podróży (01.09)

Czyli jak zostałem dłużej w Moskwie

Pobudka, dziwny brak kaca, mała czarna z drzezwy, turki czy też tygielka, dymek. Po tym piróg i już byłem gotowy jechać na miasto. BTW moskwicze uważają, że takie stwierdzenie jak „jechać na miasto”, albo „jechać do centrum” wskazują na to, że ktoś pochodzi z prowincji, spoko niech będzie, że jestem z małego prowincjonalnego miasta Warszawa. Ale niech nie zapominają, że Warszawa była trzecim największym miastem w Imperium Rosyjskim.

Wybrałem się na Dworzec Jarosławski, po Tanię, która przyjechała specjalnie z Wołogdy by mnie spotkać. To bardzo ciekawa osoba, skończyła architekturę, a obecnie jest trenerem jogi. Do tego zna wiele języków i uczy się polskiego. Tym przyjemniej było mi ją po raz kolejny spotkać.

Wyszedłem z metra i byłem pewny, że wyszedłem na Komsomolskiej, telefon do Tani, tłumaczy mi jak dojść i rozumiem, że coś jest nie tak jak myślałem, jestem nie pod miejscem w którym powinienem się znajdować. Szybkie spojrzenie na mapę i już wszystko jasne wyszedłem stację wcześniej niż powinienem, a dokładnie na Czerwonych Wrotach, okazało się, że wracać nie ma sensu, samo zjechanie metrem w dół i w górę zajmuje około 10 minut. A tyle samo.mniej więcej czekało mnie drogi. Spóźnialski, niewdzięczny Polak przywitał się z Tanią i okazalo się, że mamy ledwo dziewięć godzin, żeby spędzić razem.

W pierwszej kolejności skoczyliśmy do apteki po leki dezynfekujące dla mnie bo zacząłem mieć problem z jedną raną. Następnie zdecydowaliśmy się popodróżować rosyjskim metrem, które słynie ze swych stancji, które aż rażą swoim przepychem.

Life hack:
Jadąc do Moskwy wygodne nauczyć się cyrylicy nazwy stacji nie mają transkrypcji na alfabet łaciński. Warto korzystać z aplikacji yandex metro a na kierunki jazdy metra musicie sprawdzać przy samych wejściach na perony, zazwyczaj są one zawieszone przy suficie.

Pojechaliśmy linią „kolcewą”, która przebiega w około centrum Moskwy, była ona robiona jeszcze w latach sześćdziesiątych i charakteryzuje się jednymi najpiękniejszymi stacjami. Pierwszym naszym celem była stacja metro Warszawskaja, która znajduje się na południu Moskwy. Dojazd do niej zajął bagatela pół godziny. Metro w Moskwie jest ogromne, a i tak ciągle się rozwija w niesamowitym tempie w tym roku będzie otwartych 11 nowych stacji, a w następnym kolejnych 12. Sam chciałbym, aby w takim tempie warszawskie metro się rozwijało. Dojechaliśmy do Warszawskiej i tu zostałem mega zaskoczony. Myślałem, że będzie to po prostu nieciekawa stacja metra z odpowiednim napisem, a tu do tego było sześć rzeźb przedstawiających znane miejsca z Warszawy: kolumna Zygmunta, Starówka, Pałac Kultury i Nauki, pomnik AK spod Sejmu, nieistniejącego już Supersam przy placu Unii Lubelskiej itd. Było to dla mnie bardzo przyjemne zaskoczenie. W Moskwie jest tylko trzy stacje poświęcone Leninowi: biblioteka Lenina, plac Iljicza (jego „otczestwo”, czyli imię odojcowskie) oraz prospekt Lenina. W część drugiej okrężnej linii metra w następnym roku zostanie otwarta stacja metra Warszawskoje Szose. Czyli Warszawa będzie w Moskwie prawie tak samo ważna jak sam towarzysz Lenin.

Następnie wybraliśmy się na Worobiowskije Gory, z jakich rozpościera się najlepsza panorama Moskwy, widać stąd wszystkie „wysotki” Stalina (wieże w stylu sowieckiego empire podobne do naszego warszawskiego PKiN-u), Moscow City czyli centrum biznesowe Moskwy wraz z najwyższym budynkiem w Europie: Federation Tower, która ma ponad 370 metrów oraz jest najwyższą zamieszkaną wieżą telewizyjną Ostankino do tego można zobaczyć Sobór Chrystusa Zbawiciela o którym pisał Kapuściński w Imperium, stadion Łuczakowski znany nam bliżej z olimpiady w Moskwie i gestu Kozakiewicza i wiele wiele innych miejsc.

Przed nami widać „tylko” sześć wież Stalina, siódma znajduje się zaraz za nami. Została zaprojektowana przez tego samego architekta co nasz Pałac Kultury i Nauki – Lwa Rudniewa. Jest bardzo podobna do PKiN-u, tylko jeszcze dużo większa powierzchniowo, ale wysokością przewyższa nasz pałac o ledwie 30 metrów. Dodajmy, że jest ona najwyższą z wież Stalina. Trzeba więc przyznać, że Sowieci w Warszawie naprawdę się postarali. Inna sprawa, że warszawscy radni mocno optowali za tym, żeby ją podwyższyć, wedle legendy na miejscu pałacu latał samolot z balonem mający radiowy kontakt z ziemią. Warszawscy radni widząc wysokość balonu ciągle krzyczeli „Wyżej! Wyżej!” i tak mamy w stolicy jeden z najlepszych pomników socrealizmu. O PKiN-ie więcej możecie dowiedzieć się oglądając „Architecture is a good idea”.

Był to pierwszy dzień września. W Rosji studenci zaczynają wtedy studia. Wszyscy wylegli na ulice przed Główny Budynek Narodowego Uniwersytetu Moskiewskiego. Przyszły kwiat narodu rosyjskiego MGU to najbardziej prestiżowa uczelnia w kraju. Wśród tego tłumu studentów szybko przemknęliśmy, podziwiając główny budynek MGU, na którego ścianach wiszą ogromne cyferblaty z czasem, temperaturą czy też ciśnieniem. Skierowaliśmy się do metra, aby pojechać na zakupy.

Mianowicie Arciom w Mińsku pokazał mi świetny materac dmuchany, który waży jedynie czterysta gramów, a daje naprawdę dużo ciepła, a raczej tamuje jego oddawanie w ziemię. Mając na uwadze, że w Mongolii czekają mnie mrozy po minus piętnaście stopni zdecydowałem się, że kupię taki sam w Rosji nawet jeśli przyjdzie mi przepłacać około 40%. Okazało się, że ten materac jest na stanie tylko w jednym sklepie w całej Moskwie, nie było wyboru. Pojechaliśmy go kupić, w końcu zdrowie jest ważniejsze niż pieniądze.

Moskwa to takie miejsce, że nawet.jeśli pomiędzy dwoma miejscami na ziemi jest niedaleko, a pod ziemią bardzo nadrabiamy drogi to i tak lepiej wybrać tę drugą opcję w związku z korkami jakie tu już obrosły legendą. Tak więc pojechaliśmy na obiad do Ljuby i Nikity. Wypiliśmy przepyszną kawę, zjedliśmy obiad i ruszyliśmy z powrotem na miasto tym razem pod Kreml.

Myślałem, że przejdziemy się obok zerowego kilometra, a tu taka figa. Cały Plac Czerwony został zamknięty w związku z nowym rokiem szkolnym i co najwyżej można było kupić drogie bilety, aby wejść na trybuny. Niezadowoleni tym faktem obeszliśmy Kreml z drugiej strony przez GUM, aby zobaczyć kolorową cerkiew Wasyla Bożego Pomazańca. Powstała ona na cześć zwycięskiej wojny, dzięki której Ruś Moskiewska podbiła Tatarów kazańskich. Każda z kopuł symbolizuje oddzielne wygrane bitwy z Tatarami. Pod każdą z nich znajduje się też oddzielny ikonostas, dzięki temu w cerkwi może odbywać się jednocześnie dziewięć liturgii na raz. Sam Wasyl Boży Pomazaniec, można powiedzieć z dzisiejszego punktu widzenia był świrem, który chodził nago, uważał się za naznaczonego przez boga. Ale tak naprawdę nikt go za takiego nie uważał. Istnieje prawdopodobieństwo, że Iwan Groźny szukał specjalnie świętego współczesnego, którego mógłby tam położyć, a następnie podmienić jego ciało na swoje, aby ludzie wymodlili mu niego za jego grzechi.

Tym czasem zdążyło się ściemnić więc szybko pobiegliśmy do metra na Jarosławski dworzec. I znów to nieprzyjemne uczucie rozstania się z bliską osobą. Wracałem słuchając nostalgicznej muzyki i wychodząc na mojej stacji metra spotkałem Białorusina w koszulce Brutto. Pogadaliśmy chwilę i wróciłem do znajomych. Ten wieczór był (na szczęście) bez alkoholu, zakończony długimi rozmowami.

Dodaj komentarz