13. Dzień wyjazdu (31.08)

Obudziłem się z rana w rurze, poszedłem dojeść jak najszybciej tuszonkę, a następnie jak najszybciej wyjść na trasę Moskwa – Ryga. Mogło by się wydawać, że taka droga powinna mieć chociaż dwa pasy, jednak tutaj było po prostu po pasie w każdą stronę. Widać Związek Radziecki nie doceniał strategii stworzenia lepszych połączeń z krajami nadbałtyckimi.

Po około 15 minutach zatrzymało mi się Audi A6. Kierowca Andriej okazał się lokalnym biznesmenem, którego firma zajmuje się budową nowoczesnych bloków. Słuchał miłego dla ucha rocka i mówił ładnym rosyjskim. Sam pochodził Wielkich Łuk i jechał w „krótką drogę”, trasą:
Wielkie Łuki – Rżew – Twer – Petersburg – Psków – Wielkie Łuki
To jakieś półtora tysiąca kilometrów za jeden dzień. Żeby wyobrazić sobie jaka to odległość to pomyślcie, że jadąc ze średnią prędkością 100 kilometrów na północ zajmie to około 15 godzin. Dlatego też Andriej, jeśli myśl tylko okazję jeździł prawie dwieście na godzinę. To tym bardziej miło mi było, że znalazł czas na złapanie i podwiezienie mnie. Z naszej rozmowy wynikło, że jadę z milionerem. Jego syn z pierwszego małżeństwa tak dobrze uczył się, że dostał czerwony medal na zakończenie szkoły (żeby go dostać przez ostatnie trzy lata można mieć tylko jedną czwórkę). Więc tata rades nie rades kupił mu w nagrodę Toyotę Land Cruizer. Później okazało się, że syn dostał się na najlepszą w kraju stomatologię na darmowe studia (w Rosji ilość miejsc na darmowych studiach jest dużo bardziej ograniczona niż u nas). Więc tata w nagrodę synowi kupił mieszkanie w Petersburgu. I od razu mu wyjaśnił, że jeżeli nie będzie się uczył, to niech nie liczy na pieniądze od niego, że dostanie na poprawki egzaminów etc. W takim wypadku ma sprzedać mieszkanie/samochód i sam sobie radzić. Podejście co najmniej prawidłowe 

Po pierwszym semestrze syn zadzwonił.
-Tata jest bieda
Ojciec pomyślał, no ładnie wykrakałem, teraz tylko nie dać się złamaćzłamać.
-No co takiego się stało?
-Dostałem czwórkę z egzaminu (skala ocen jest taka jak i u nas bez połówek).
-To chyba żadna bieda?
-No niby nie, ale mogę mieć tylko jedną czwórkę, by dostać wyróżnienie. Dowiedziałem się, że mogę zdać ten egzamin ponownie na ostatnim roku. Wiesz uspokaja mnie tylko jedna rzecz.
-Co Cię uspokaja?
-Nikt nie dostał piątki.

Wszystkim życzyłbym takiego syna. Do tego ojciec jego jest bardzo inteligentny od dziesięciu prawie lat nie ogląda telewizji. Uważa, że praktycznie wszystkie media kłamią (i słusznie), aby załatwić czyjeś interesy. Było mi bardzo przyjemnie, jak dobrze odnosił się do Ukraińców, jego druga żona pochodzi z Ukrainy omal spod naszej granicy (z Iwano-Frankiwska). Porozmawialiśmy z nim na temat problemu nacjonalizmu w Rosji przeciwko, kaukazcom i ludom średniej Azji. Przyznał, że zatrudnia Uzbeków i Tadżyków i nie jest w stanie wyobrazić sobie, żeby ich wszystkich przegonić, bo pracują oni dużo lepiej niż Rosjanie i świetnie integrują się z miejscową ludnością. On sam postawił im oddzielny dom i ma z nimi świetne kontakty. Powiem Wam szczerze, że czułem się trochę podczas tej drogi jak w filmie science fiction. Jedyną skazą na portrecie Andrieja było to, że nienawidzi Ameryki. Szybko wyjaśnił, że ma na uwadze rządy USA, a nie ludzi, którzy niczemu nie są winni. Jako uzasadnienie podał, że zimną wojna spowodowała, „wydojenie” ekonomii ZSRR przez co ludziom żyło się dużo gorzej i że można było inaczej spowodować upadek tego systemu. No ja jakoś nie mogę się z tym zgodzić.

Po drodze zdecydowałem się, że pojadę z Andriejem dalej do Tweru. Skąd było bliżej, a także Ruch na drodze jest dużo większy, bo tędy przebiega trasa Petersburg – Moskwa. Twer zaliczany jest do złotego kalca Moskwy i naprawdę jest ślicznym miastem, jednak tym razem nie było mi pisane jego zobaczyć. Pożegnałem się z Andriejem i zacząłem stopować. Był to chyba najgorszy raz do tej pory, nic się nie zatrzymywało po za pierwszą krótką podwózką na ciężarówce Ził z jedynym Kaukazcem, który uparcie twierdził, że jest ruskim (ale jego rysy twarzy ni chriena nie wskazywały na pochodzenie słowiańskie).
Dalej było tylko gorzej. Ponad dwie godziny stania deszcz plus te powiewy wody tirów szybko przejeżdżających. Sprawdziłem na mapie gdzie znajduje się najbliższa awtozaprawka (stacja benzynowa). Brakowało mi jeszcze trzech kilometrów, zdecydowałem się tam pójść i pytać na stacji ludzi.
Troszeczkę się sfrustrowałem i ucieszyłem, kiedy pierwsi ludzie ze stacji benzynowej zdecydowali się mnie zabrać ze sobą. Po cholerę stałem na trasie, trzeba było tu czym prędzej gonić…

Jechałem z Kirilem i Siergiejem. Dwoma chłopakami pracującymi na budowie w Petersburgu, oglądającymi media państwowe i wierzącymi, że w Rosji jest lepiej niż w naszej Gejropie. Posprzeczaliśmy się na te tematy, już się zastanawiałem, czy nie wygonią mnie z maszyny, no na szczęście do tego nie doszło. Żadne argumenty do nich nie przemawiały. To przerażające jak propaganda może być skuteczna. Tym bardziej, że byli to młodzi chłopacy, którzy powinni bardziej orientować się w socjotechnice. Na szczęście udało się mi przejść na bardziej miłe tematy o muzyce, kulturze, historii i tak w dość miłej atmosferze dojechaliśmy do moskiewskich korków, które zaczęły się grubo przed główną obwodnicą Moskwy (MKAD). Do której dojeżdżaliśmy w żółwim tempie więcej niż godzinę. Później wyskoczyłem na niej. I przyszło mi wspomnieć umiejętności przechodzenia przez ulicę na Kaukazie.
Przeskoczyłem MKAD, przeszedłem trzy kilometry do najbliższego metra (Planiernaja) i ruszyłem do moich przyjaciół. Podróż zajęła mi cały dzień. U Ljuby i Nikity poznałem ich znajomego Aldona i zostałem ugoszczony tradycyjnymi domowymi ruskimi pielmieniami, które powinny być robione z farszem z trzech rodzaji mięsa: wieprzowego, wołowego i baraniny. Za chwilę odpieczętowaliśmy wódkę, aby wypić za błędy.

Tak zakończył się mój pierwszy dzień w Moskwie.

Dodaj komentarz