9. Dzień podróży (27.08)

Pobudka o szóstej rano, na automacie śniadanie z Anią i Arciomem. Za chwilę przyjechała mama Ani, z którą chwilę pogadałem i dostałem pirażki na drogę (takie słodkie bułki z nadzieniem). Zebraliśmy się i pojechaliśmy na główny dworzec kolejowy. Tam odprowadziłem ich na pociąg. Zbierali się oni na samolot z lotniska Mińsk-3, jak je nazywają miejscowi Białorusini. Tego lotniska nie można znaleźć na mapach. Istnieje tylko lotnisko Mińsk-1 w centrum miasta, zaraz za dworcem kolejowym, z którego nikt obecnie już nie korzysta, oraz Mińsk-2, obok którego tego dnia przyszło mi jechać. Natomiast lotnisko Mińsk-3 znajduje się w Wilnie. Jest ono oddalone o 180 kilometrów od Mińska i jedzie się do niego dwie godziny. Można na nim spotkać ogromną ilość Białorusinów, stąd taka nazwa. Pożegnaliśmy się i mama Ani odprowadziła mnie do metra. Było to takie miłe tym bardziej, że poznaliśmy się dopiero co. Zaraz pod Czyhunacznym wakzałem (stacją kolejową) znajduje się śliczne metro, zrobione jeszcze u schyłku związku radzieckiego w 1984. roku. Stacja z początku miała obecną nazwę, ale zaraz po rozpadzie związku radzieckiego plac nad nią został przemianowany na plac Niepodległości, w związku z tym zmieniona została nazwa stacji. Niestety nie starczyło pieniędzy, aby zmienić nazwy w metrze i około dziesięciu lat temu za baćki, urzędnicy zaczęli odnawiać napisy plac Lenina. Dziennikarze od razu przyczepili się do tego tematu, że przecież w Mińsku nie ma placu Lenina, na co urzędnicy powiedzieli, że nie ma żadnego dokumentu na zmianę stacji metra. Po tym wszystkim ludzie jeszcze długo przekraślali nowe stare nazwanie i podpisywali że to plac Niezależnasci. Dziś niestety rzadko ktoś się tym zajmuje. To tak jakby w Warszawie pod placem Wilsona, było metro Komuny Paryskiej. Na tej stacji znajdziemy sporo zachowanych znaków czasu sowieckiego: pomnik Lenina, na stellach stoją gwiazdy z sierpem i młotem po prostu sowok (negatywne określanie ZSRR).

Na tej samej linii dojechałem do końcowej stacji Urucie. Jest tu rejon o tej samej nazwie, mieszkają tu przede wszystkim wojskowi. Jest to jedna z dwóch dzielnic Mińska, wychodząca poza jego zewnętrzną obwodnicę. Poza tym, są to wschodnie wrota w stronę Moskwy. Przeszedłem dosłownie pięćset metrów po tym samym prospekcie Niezalieżnasci, który ciągnie się przez całe miasto.

Miejsce na Life Hack:
Jadąc do Orszy piszcie tabliczkę ВОРША, jeżeli zobaczy to ktoś probiałoruski to już jest wasz!

Ja sam stałem gdzieś około pół godziny do momentu, aż zabrał mnie Maksim, który jechał pod Orszę. Wziął mnie pod sam Kurhan Sławy. Zatrzymał się bo zobaczył, że mam długie włosy, a sam kiedyś nosił takie piórka. Stąd czekając na stopa, zacząłem coś sprawdzać w telefonie, patrzę się przed siebie, a przede mną stoi maszyna. Taka sytuacja miała miejsce tylko w Warszawie, na samym początku podróży. Zabrał mnie Rosjanin z Mińska. Przejechaliśmy koło pracującego lotniska Mińsk-2. I dojechałem do głównej trasy na Moskwę, tzw. Magistralę M2. Na Białorusi nie ma autostrad, dzięki czemu można stać dosłownie wszędzie i bez problemu łapać. Ja stałem tutaj spokojnie przy stacji benzynowej około 30 kilometrów od Mińska. Zobaczyłem, że wyjeżdża TIR na polskich numerach i pomachałem do kierowcy, na co on groźnie kiwnął, że nie. Za to pięć minut później zatrzymał się świetny Rosjanin ze Smoleńska. Tak czasem można zagranicą polegać na swoich. Maksim, przewozi części pomiędzy magazynami w Mińsku i Smoleńsku. Zajmuje się fotografią, zawsze jak jest możliwość podbiera autostopowiczów, do tego słucha rocka/metal. Bardzo mnie zapraszał, żebym wpadł do niego do Smoleńska wypić domowe piwo i wypalić trawkę. Przyznam, że opcja naprawdę kusząca, ale wymyśliłem inną trasę i będę omijać lasek Katyński i Smoleńsk. Zostałem podwieziony pod Orszę, skąd już zabrałem się komunikacją miejską do Centrum. Jest to miasto powiatowe (rejonowe) z którego pochodzi najbardziej znany białoruski prozaik literatury białoruskiej Uładzimir Karatkiewicz. Jego pomnik można znaleźć w samym centrum w parku, zaraz za Leninem, kierując się na prawo. Do tego jest ulica jego imienia. Poza paroma sklepami, które posiadają szyldy po białorusku wszystko jest tutaj po rosyjsku i ludzie nie chcą rozumieć swojego białoruskiego języka. Więc tutaj trzeba przechodzić na rosyjski. Myślę, że warto przypomnieć, że na przedpolach tego miasta ponad pięćset lat temu w 1514 roku razem z księstwem litewskim pocisneliśmy prawie trzykrotnie większe wojska księstwa moskiewskiego. Dalej poszedłem zjeść coś taniego, napisać post.

Life hack:
Tanie jedzenie na Białorusi jest serwowane w kafeszkach, szukamy napisów КАФЕ. Natomiast w Rosji szukamy jadalni czyli СТОЛОВАЯ.

Po ogarnięciu tego wszystkiego zebrałem się do wyjazdu do swojego celu. Przeszedłem w upale około 5 kilometrów do wyjazdu z miasta. Co było bardzo głupie, zważywszy na to, że cena marszrutki to tylko 50 nowych białoruskich kopiejek czyli jeden złoty. W ogóle na Białorusi miała miejsce w tym roku druga denominacja waluty w historii, pierwszy raz polegała na skreśleniu trzech zer, tegoroczna zaś czterech. Oznacza, że dzisiejszy rubel jest warty dziesięciu milionom starych rubli. Dziś wszyscy z tamtą walutą byliby miliarderami, a nawet tryliarderami. Nawet ciężko sobie to wyobrazić przypominając sobie nasze nominały sprzed 1996 roku.

Zdążyłem wystawić tylko kciuka i zatrzymał się Opel Ascona, okazało się, że kierowca Wowa jest Rosjaninem i mieszka w byłym zamkniętym mieście Bolbasowo, w którym znajdował się aerodrom (lotnisko) sowieckich samolotów. Po rozpadzie samoloty się zawinęły, jednak bardzo duża część Rosjan tutaj została myśląc, że na Białorusi będzie im się żyło lepiej, a wyszło sami wiecie jak. Dziś lotnisko nadal czynne, znajduje się tutaj remont śmigłowców w którym pracuje Wowa. Jednak moim celem nie było ta miejscowość, a kolejna wioska do której zawiózł mnie Wowa nadrabiając kilka kilometrów.

Alieksandryja
Wioska z której pochodzi obecny dyktator, prezydent Alieksander Grigorijewicz. To tutaj urodził się i nie wiadomo kto był jego ojcem, a były to czasy powojenne i statystycznie takie rzeczy działy się bardzo rzadko. Dostał więc nazwisko po mamie, a wedle miejscowych krążą opowieści, że ojciec był cyganem i można wypatrzeć takie cechy u wąsatego. Zresztą ta historia ma przedłużenie, nikt w całej Białorusi nie wie kto jest matką jego syna, Koli, który jest szykowany na następcę prezydenta. Widać to dłuższa rodzinna tradycja. Raz nawet prezydent chlapnął, że jego ojciec zaginął w czasie wojny, ale sam urodził się w 1954 roku. Taki tam białoruski absurd. Jako młody chłopak pracował w kołchozie jeśli wierzyć miejscowym był bardzo nie przyjemny, ciężko było się z nim kolegować, a do tego słabo dawał sobie radę z pracami manualnymi. Jednak trzeba mu przyznać, że potrafił uparcie powoli pchać się w górę niczym Wowa z Kremla. W samej wiosce możemy spotkać chodniki, najlepiej położony asfalt na całej Białorusi. Zrobili go gdy jego cioteczny brat alkoholik idąc narąbany w sztos, potknął się i leżąc udusił się piachem i swoimi wymiocinami. Wąsaty przyjechał wtedy i powiedział, tak nie może być, co to za drogi, tak nie może być. I zostały zrobione drogi jakich nie powstydziłaby się żadna niemiecka wioska. W ogóle trzeba powiedzieć, że są dwie Alieksandryje, pierwsza i druga. Rezydencja prezydenta znajduje się w drugiej. Sama wioska miała wyglądać jako idealna wioska, czysta zadbana nowiutka z ludźmi pracującymi w kołchozach i robi porażające wrażenie na wszystkich, którzy liznęli trochę białoruskiej rzeczywistości. Stoją tu nowe domy z balów, jest ultra nowoczesny sklep z trzema sklepowymi mówiącymi fajną trasianką, a za sklepem znajduje się ogromna rezydencja prezydencka. Ponoć wcześniejszy dom stojący w tym miejscu był zaniedbany i prezydent nie bardzo umiał go ogarnąć. A wiadomo, że jeżeli u siebie nie potrafi się zagospodarować, to tym bardziej dobre gospodarowanie krajem nie będzie wychodzić. Rezydencja ma dwa piętra, koło niej jest boisko do koszykówki i piłki nożnej oraz wielki sad w którym była koszona trawa z Gerardem Depardieu czy dawana marchewka Stevenu Seagullu. Poza tym jest tu specjalnie postawiona tama, aby pod samym domem była wielka, szeroka rzeka, by można było pływać na niej na łódce i łowić ryby. Jak się wychodzi z wioski, po prawej można zobaczyć miejsce gdzie zginęła jego siostra, która też miała wielkie problemy z alkoholem. Pijana zasnęła w kukurydzy i przejechał ją pracujący kombajn. Dalej jest położona Aleksandria 2. Znajduje się w niej biblioteka, centrum kultury, sklepy, zalew, i jest usytuowana nad malowniczym Dnieprem. Wszystko jest nowe, otynkowane, są też chaty drewniane, pięknie pomalowane. Jest też szkoła z dwoma halami sportowymi, bardzo nowoczesnym stadionem. Po wszystkich drogach mamy takie same ładne kolorowe ploty , a zaraz za nimi kolejne, żeby nie było widać, że mieszkają tam biedni ludzie, jakim brakuje pieniędzy i sami pod domem sadzą bulbę i inne warzywa, zupełnie jak potiomkinowskie wioski, które z zewnątrz miały robić ogromne wrażenie a naprawdę były bardzo biedne, zrobione na pokaz dla imperatora. Jest tutaj nawet hotel na cztery piętra, tylko nie wiadomo dla kogo.
Niestety musiałem już stąd uciekać autostopem do mojego kolegi z Orszy. Zabrało mnie starsze małżeństwo, które wracało z daczy z okolic Aleksandrii. Tak dojechałem do Arcioma, który jest niezależnym dziennikarzem i wie naprawdę wiele o chorym systemie na Białorusi, do tego co unikalne na tym terenie, mówi fenomenalnie po białorusku, chociaż zna też wiele innych obcych języków. Pomimo wcześniejszej, omal nie przespanej nocy, przegadaliśmy tę noc przy herbacie do około czwartej.

Dodaj komentarz