8. Dzień podróży (26.08)

Jak super jest wstawać nawet o szóstej rano, ale prosto z łóżka w ciepłym pokoju! Arciom z samego rana wywiózł mnie swoim Audi A6 na trasę do Chatynia spod Mińska. Stąd do celu brakowało około 50 kilometrów. Arciom nierówny moich umiejętności językowych zapisał mi nazwę miasta, co bym ją później obrysował. Najedzony śniadaniem jakim zostałem nakarmiony oraz trzema gruszkami w malutkim plecaku, zacząłem stopować. Na początku nie szło to najlepiej, większość ludzi udawała, że po prostu mnie nie widzi. Za to ruch był dobry, więc statystyka dawała bardzo duże szanse na trafienie na dobrego człowieka, na którego sam czekałem czterdzieści minut. Auto zatrzymało się daleko z przodu i wróciło bardzo szybko na wstecznym. Tak, że aż się wystraszyłem. Kierowca kiwnął głową, że mogę zachodzić do auta. Zapakowałem się do samochodu, przywitałem się, ale kierowca nic nie odpowiedział. Na kolejne parę zdań też nic nie odpowiedział, tylko powoli dopalał papierosa. Byłem mocno zaniepokojony, czy mój kierowca nie jest głuchoniemy. Odezwał się dopiero po jakichś dziesięciu minutach i odetchnąłem z ulgą. Dmitrij jechał do swojej byłej żony w czymś jej pomóc, pomimo, że ma już nowego męża, z którym ma dziecko. Trochę zdziwiła mnie ta sytuacja, ale Dmitrij powiedział po prostu, że jest dobrym człowiekiem i nie potrafi odmówić pomocy potrzebującemu, tak jak na przykład mnie, kiedy stopowałem. Do tego okazało się, że pracuje pod samym prezydentem, odnawia jego wille oraz robi wykończenia. Powiedział, że wie o wielu takich rzeczach, jakich nie wolno mu mówić. Pomimo, że ma taką fuchę, to brakuje mu kasy, a pensje nie są wypłacane na czas. Nie mógł uwierzyć, że w Warszawie na wykończeniówce mieszkań zarabia się spokojnie cztery razy więcej niż on zarabia… Nadrobił jeszcze 10 kilometrów, aby odwieźć mnie pod sam kompleks Chatyński. Oszczędzając mi godzinnego marszu. Na koniec poprosił mnie o monetę na szczęście. Chciałem mu dać polskie złotówki, jednak on chciał białoruską monetkę, całe szczęście, że w portfelu miałem jeszcze 50 kopiejek. Poprosił mnie jeszcze, żeby rzucić monetę na szczęście w kompleksie Chatyńskim do basenu, którego w ogóle nie było… Tym bardziej uważam, że to był mega dziwny człowiek, a może pracował dla KGB i przyzwyczajony do swojej pracy, chciał mnie podpuścić, żebym zaczął wypytywać o tajemnice narodowe. Ciężko powiedzieć… Czytaj dalej „8. Dzień podróży (26.08)”

7. Dzień podróży (25.08)

Obudziliśmy się koło szóstej rano, ale ta noc jeszcze nie należała do najzimniejszych. Pochodziliśmy jeszcze po wiosce, gdyż była pełna ślicznych drewnianych chatek w różnych kolorach. Przed jedynym sklepem w wiosce, jeszcze przed otwarciem czekała cała kolejka emerytów. Miał być otwarty, ale sprzedawczyni zaszła na pocztę coś załatwić,a tam też było otwarte tylko od dziewiątej. Ciekawa sytuacja jakby Pani z poczty czekała na otwarcie sklepu, a sklepowa czekałaby pod pocztą. W programowaniu nazywa się to rekurencją nieskończoną. Na szczęście w życiu pewnie spotkałyby się w połowie drogi i zdecydowały się co robić dalej. Nabraliśmy jeszcze jabłek i zaraz po nacieszeniu oczu piękną białoruską wsią ruszyliśmy na trasę w kierunku Mira. Na pierwsze auto czekaliśmy długo, aż do czasu nim zdjąłem longsleeve i pokazałem koszulkę w polskich barwach. Zaraz po tym złapaliśmy okazję do Karalewicz. Kierowca zdecydował, że sprawy jakie ma tam do załatwienia mogą poczekać dzień i podwiózł nas nawet 4 kilometry za miasto. Stąd po około pół godzinie złapaliśmy stopa z wędkarzami z Lidy, którzy zabrali nas do samego Mira. Po drodze miała miejsce jeszcze ciekawa sytuacja. Jechała karawana z trumną a za nią ustawił się ogromny korek. Czytaj dalej „7. Dzień podróży (25.08)”