Trawa w parku była na tyle gęsta, że spało się na niej zupełnie jak w łóżku. W nocy podjąłem decyzję, że to ostatni piękny dzień, który spędzę z Johnym. Powodów do tego było wiele. Nastąpiło pewne zmęczenie materiałem, nie lubię podróżować z ludźmi. Dużo ciekawsze przygody występują zazwyczaj, gdy podróżuje się w pojedynkę. Chociaż muszę przyznać, że przez większość czasu dogadywaliśmy się dobrze jak mało z kim mi się udaje. Z czasem jednak interesy nasze zaczęły się rozjeżdżać. Ja chciałem mieszać wszystko w mojej podróży, a Johny’emu zależało tylko na imprezach i ciągłej zabawie. Nie mógł zrozumieć, że czasem chcę zajrzeć w jakieś nietypowe muzeum albo w kolejną z setek świątyń. Cóż zrobić? Jestem tak stworzony, że wszystko mnie interesuje. Z drugiej strony ja się denerwowałem, kiedy szliśmy do galerii handlowej, podobnej do setek innych, niczym specjalnie się nie różniącej. I tak się nawzajem blokowaliśmy. Czytaj dalej „60. Dzień podróży (17.10)”
Jak wygrałem samochód w Chinach
Tak więc nie żartowałem, że wygrałem auto. W Yun’anie kupiłem chipsy, a w nich znalazłem kupon ze zdrapką pod którą był QR kod. Normalne jego wczytywanie prowadziło mnie do nie istniejącej strony. Z pomocą przyszły dzieci z którymi chodziliśmy cały dzień. Powiedziały mi, że muszę go wczytać przez łisi, czyli chińskiego mesendżera. Wczytałem kod i na ekranie pojawiło się konfetti i niezrozumiałe dla mnie napisy z nieźle wyglądającym SUVem. Pomyślałem, że to konkurs w którym trzeba zebrać tysiąc szczęśliwych kuponików i wtedy wygram samochód. Pomyślałem, czemu nie spytać Shi Hao, o to gdy się spotkaliśmy (to ten gość, który nas tu wczoraj przywiózł, a dziś specjalnie przyjechał się z nami spotkać). Powiedział mi, że chyba coś wygrałem, po czym gdzieś zadzwonił i rozmawiał z 15 minut. Powiedział, że musimy zajechać w jedno miejsce. Ja się patrzę, a my podjeżdżamy pod salon samochodowy. Wszedłem do środka, poprosili mnie bym pokazał im QR kod. Oddałem im go, znowu 15 minut czekania, ale tym razem przynajmniej na miłej skórzanej kanapie. Czytaj dalej „Jak wygrałem samochód w Chinach”
59. Dzień podróży (16.10)
Wczoraj po zjedzeniu świetnej kolacji znaleźliśmy park, który jest w trakcie budowy w Sanqciu. Byliśmy w dość niewygodnym miejscu w północno zachodnim krańcu miasta, a chcieliśmy wydostać się na południe z południowo wschodniej części miasta. Bagatela omal 100 kilometrów i wiele przesiadek czekających nas na drodze, do tego dalej też nie ma prostej drogi i same przesiadki… Czytaj dalej „59. Dzień podróży (16.10)”
58. Dzień podróży (15.10)
Smród na dworcu był na tyle duży, że wstałem bardzo wcześnie. Po za tym bałem się złodziei bo nie wyglądam na bezdomnego… Zacząłem ogarniać rzeczy, a Nikita jeszcze spał, podszedł do mnie chiński nauczyciel zapytać czy wszystko ok itd. Odpowiedziałem mu o całej podróży, myślę, że to biedny starszy człowiek. Pomimo tego „przelał” mi na wechat 18¥. Za tyle to nawet można tu zjeść, ale ja dalej nie wiem jak mogę użyć tych pieniędzy. Po chwili obudził się i Nikita, poszliśmy zjeść coś europejskiego z kawą, żeby obudzić się po tej ciężkiej nocy. Z pomocą map baidu wydostaliśmy się na autostradę. Czytaj dalej „58. Dzień podróży (15.10)”
Terakotowa armia [Galeria] (14.10)
57. Dzień podróży (14.10)
Czuliśmy się bardzo dziwnie po tej nocy, niewyspani i zdezorientowani. Poszliśmy coś zjeść, a następnie ja skoczyłem do muzeum o którym znów nie będę pisał, wiele osób zrobiło to o wiele lepiej przede mną. Czy warto tam wejść? Według mnie warto, co prawda brakuje trochę szczegółowych opisów po angielsku, ale jest to zrobione po to, aby turyści brali przewodnika. Ja podszedłem do sprawy cebulacko i podłączyłem się pod anglojęzyczną wycieczkę udając, że robię fotki. Zrobienie zdjęcia w najbardziej znanym miejscu z terakotową armią wymaga mega cierpliwości i dobrze wyrobionych łokci bo malutcy Chińczycy potrafią bardzo niepozornie się przed Was wcisnąć. Mi to zajęło około pół godziny zważywszy, że nie jest to high season. Nie chcę sobie wyobrażać co tu dzieje się latem. Później musiałem gonić moją kochaną grupę roztrzepanych Irlandczyków, zwiedzanie zajęło nam dwie i pół godziny, myślę, że to nie jest zły czas. Czytaj dalej „57. Dzień podróży (14.10)”
56. Dzień podróży (13.10)
Ta noc miała jeden element zupełnie inny niż w całej reszcie i to wcale nie efekt uboczny wczorajszego dnia. Obudziłem się pośrodku nocy, ktoś hałasował na korytarzu. Otworzył drzwi do naszego pokoju. Okazało się, że to ładna młoda Chinka. Podeszła do mnie zaczęła się witać szeptem ze mną po angielsku nie patrząc, że w pokoju śpi jeszcze z czterech innych facetów. Podeszła, siadła na łóżku i zaczęła mnie przytulać, głaskać po włosach i prawie się ze mną kłaść do łóżka. Cała sytuacja była dla mnie tak abstrakcja, że pomyślałem, że to jakieś piep***** smazy nocne, a juto będzie wstyd przed całym pokojem. W pewnym momencie dziewczyna się dołożyła spłoszyła – obudził się Nikita. Czyżby autosugestia, objęcia ustąpiły i zacząłem słyszeć bajbaj z chińskim akcentem.
55. Dzień podróży (10.12)
Czyli najarany wyhasany
Wylecieliśmy z mieszkania jeszcze przed dziewiątą rano, okazało się, że wczoraj zmarnowałem czas targując się o przejściówkę, która nie pasowała do tego co chciałem podłączyć. Mądry ja wyrzuciłem paragon, jednak w Chinach nawet bez paragonu można zwrócić towar o ile sklep jest mały i pracodawca Was pamięta. Tak też zrobiłem, w tym celu znów wróciliśmy do miasta. Po udanej akcji poszliśmy triumfalnie zjeść. Tym razem Chińczycyodnieśli zwycięstwo, byłem cały mokry, leciały mi łzy i katar płynął z nosa. Było smaczne, ale strasznie ostre. Johnny jeszcze gorzej zniósł to, ale ostatecznie daliśmy radę. Czytaj dalej „55. Dzień podróży (10.12)”
54. Dzień podróży (10.11)
Wsiedliśmy w autobus 307, aby pojechać do ogromnego centrum handlowego w którym powinienem znaleźć wszystko co mi potrzeba, czyli przejściówkę 3/4″ na 1/4″ oraz mocowanie zniszczone nad Bajkałem, pierwszą godzinę po prostu zwiedzałem. Budynek był podzielony na cztery piętra tematyczne, parter telefony, pierwsze piętro laptopy, trzecie komputery stacjonarne i czwarte ze sprzętem fotografIcznym oraz częścią gastronomiczną. Bardzo ciekawe, jak Chiny bronią się przed marketami, był to budynek w którym były setki malutkich ładnie wyglądających małych sklepików. Zapewnia to miejsce pracy większej ilości osób, z drugiej strony podwyższa to cenę towarów. Czytaj dalej „54. Dzień podróży (10.11)”
Czarno biała sesja zakurzonego Xi’anu
Chiny są pięknym państwem, jednak wielkim ich problemem są zanieczyszczenia powietrza. W Xi’anie tylko latem przez niewiele dni można zobaczyć niebieskie niebo. Brak słońca odbija się na zdrowiu mieszkańców. Z drugiej strony ludzie nie widzący słońca rzadziej się uśmiechają i częściej popadają w depresję, tak to bywa w przypadku niedoboru witaminy D. Podczas gdy w Krakowie zanieczyszczenia przekraczają 50 mikro gram na metr sześcienny wszyscy biją na alarm i tłumacza jak ciężko i źle się tak żyje. W chińskich miastach zanieczyszczenia często przekraczają 300 ug/m³