Obudziliśmy się koło szóstej rano, ale ta noc jeszcze nie należała do najzimniejszych. Pochodziliśmy jeszcze po wiosce, gdyż była pełna ślicznych drewnianych chatek w różnych kolorach. Przed jedynym sklepem w wiosce, jeszcze przed otwarciem czekała cała kolejka emerytów. Miał być otwarty, ale sprzedawczyni zaszła na pocztę coś załatwić,a tam też było otwarte tylko od dziewiątej. Ciekawa sytuacja jakby Pani z poczty czekała na otwarcie sklepu, a sklepowa czekałaby pod pocztą. W programowaniu nazywa się to rekurencją nieskończoną. Na szczęście w życiu pewnie spotkałyby się w połowie drogi i zdecydowały się co robić dalej. Nabraliśmy jeszcze jabłek i zaraz po nacieszeniu oczu piękną białoruską wsią ruszyliśmy na trasę w kierunku Mira. Na pierwsze auto czekaliśmy długo, aż do czasu nim zdjąłem longsleeve i pokazałem koszulkę w polskich barwach. Zaraz po tym złapaliśmy okazję do Karalewicz. Kierowca zdecydował, że sprawy jakie ma tam do załatwienia mogą poczekać dzień i podwiózł nas nawet 4 kilometry za miasto. Stąd po około pół godzinie złapaliśmy stopa z wędkarzami z Lidy, którzy zabrali nas do samego Mira. Po drodze miała miejsce jeszcze ciekawa sytuacja. Jechała karawana z trumną a za nią ustawił się ogromny korek. Czytaj dalej „7. Dzień podróży (25.08)”