Obudziliśmy się w naszym zapyziałym hoteliku, w którym karaluchy miały rozmiar kciuka, co przyspieszyło naszą szybką ewakuację. Za ostatnie, odnalezione w kieszeni dirhamy wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w kierunku kierowców, którzy wczoraj oferowali, że zabiorą nas dziś, aż do Nawakszut. Okazało się, że chcą abyśmy poszli pieszo na mauretańską granicę i tam na nich zaczekali. Trochę baliśmy się …