Obudziliśmy się w naszym zapyziałym hoteliku, w którym karaluchy miały rozmiar kciuka, co przyspieszyło naszą szybką ewakuację. Za ostatnie, odnalezione w kieszeni dirhamy wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w kierunku kierowców, którzy wczoraj oferowali, że zabiorą nas dziś, aż do Nawakszut. Okazało się, że chcą abyśmy poszli pieszo na mauretańską granicę i tam na nich zaczekali. Trochę baliśmy się …
Tag: autostop
23-25. Dzień podróży (17-19.09)
Kiedy nasi przodkowie, jeździli na saniach do Szwecji, wtedy Sahara była sawanną. Cała pokryta stepami, wzdłuż i wszerz porośnięta trawami. Zamieszkiwali ją koczownicy, których obecnie znamy jako beduinów. Jasnoskórzy mieszkańcy północnej Afryki zwani berberami. Nazwa ta powstała w starożytnym Rzymie od słowa barbarzyńcy. Plemiona te od wieków wykazywały się ogromną walecznością i okrucieństwem. W ciągu wieków klimat się zmieniał i Sahara zaczęła pustynnieć, następstwem tego były ogromne migracje ludności w kierunku równika, jak i na północ – nad basen morza śródziemnego. Na Saharze ostali się tylko najsilniejsi i najbardziej wytrzymali nomadowie. Więcej o historii Berberów możecie przeczytać w ostatnim poście.
22. Dzień podróży (16.09)
Obudziliśmy się w magazynie, to była ciężka noc, spanie na dywanie, który leżał na betonie… Hasan w nocy napompował materac, żeby Edyta mogła wygodniej spać. Pobudka jak w wojsku – Wstawać, wystarczy tego spania! Kiedy Abderhaman ze swoim kolegą wypakowywali auto, my wzięliśmy prysznic z wiadra, drzwi zastawiając płytą wiórową. Później, marokańskie whiskey, czyli mocno słodzona herbata, narzekanie na kaca, rozmowy o alkoholach itd. Zapakowaliśmy się do Volkswagena Transportera i ruszyliśmy pod kasbah (zamek), gdzie się pożegnaliśmy. Śniadanie i wtedy dopiero dzień się dla nas zaczął.
21. Dzień podróży (15.09)
Ten dzień zaczął się inaczej niż wszystkie poprzednie. Edytę męczyła wysypka od paru dni i nie ustępowała pomimo użycia kremu antyalergicznego. Każdego dnia pojawiały się nowe czerwone punkty, a dziś rano parę z nich zamieniło się w wielkie czerwone placki. Musieliśmy po raz pierwszy skorzystać z naszego ubezpieczenia podróżnego.
16. Dzień podróży (10.09)
Spaliśmy ile wlezie u Abdessameda. Zebraliśmy majdan i skoczyliśmy do kafejki w której ceny były mega przystępne. Pierwszy raz tak się najedliśmy za 60 dirhamów. Dwa ogromne omlety z kopcem tostów i serem, do tego oliwki, chlebki, kawa i sok w bonusie. Miejsce to było oddalone od medyny gdzie studenci przychodzą zjeść, wypić kawę i pouczyć się. W środku była ogromna ilość otworzonych laptopów z autocadami, pdfami itd. Zazwyczaj do takich kafejek przychodzą sami mężczyźni, dużym wyrazem emancypacji są pojawiające się w takich miejscach kobiety. Tu było ich kilka.
12-13. Dzień podróży (6-7.09)
Obudził nas żar słońca. Powoli zaczęliśmy sprzątać majdan, a było to trudne, po wczorajszym zamieszaniu ze spaniem nic nie było na swoim miejscu. Okazało się, że wczoraj nie raz wdepnęliśmy w krowi placek, a Edyta nawet na nim usiadła. Nie było więc wyjścia musieliśmy znaleźć prysznic, umyć rzeczy i cali się wykąpać. Mimo, że była już 10:00 rano to wszyscy spali. Dopiero po paru minutach odnaleźliśmy kolejnego kuzyna Saida, który właśnie wydoił krowy. Po krótkim telefonie udostępnił nam toaletę i byliśmy ocaleni od tego smrodu. Lodowaty prysznic nas obudził. Zabraliśmy manatki z góry, pożegnaliśmy się z Saidem i jego rodziną.
Podsumowanie Europy
To co wszyscy lubią najbardziej, statystyki i suche liczby:
10 dni
4000 km
2000 zł
32 stopiki
3 noce w hotelach
1 noc u poznanych ludzi
5 nocy na przyrodzie, w parkach, na stacjach przy autostradzie, w toaletach
1 połamanie i naprawienie namiotu
1 prom do Afryki Czytaj dalej „Podsumowanie Europy”
10-11. Dzień podróży (4-5.09)
Wstaliśmy, prysznic, śniadanie w marokańskiej knajpie za naprawdę dobre pieniądze. Marokańska herbata „słodka jak miłość”, z ogromną ilością mięty poprawiła nam humor. Szukaliśmy wszędzie mapy Europy do podsumowania tego etapu podróży. Niestety nigdzie nikt nie miał papierowej wersji. Tylko Costa del sol, Andaluzja i to wszystko. Ruszyliśmy więc do promu płynącego do Ceuty – hiszpańskiego miasta po drugiej stronie cieśniny gibraltarskiej. Czytaj dalej „10-11. Dzień podróży (4-5.09)”
8. Dzień podróży (02.09)
Podstawienie namiotu bez tropiku okazało się strzałem w dziesiątkę. Niby AIX Wheather pokazywał jakiś deszcz z rana, ale nad ranem spadło dosłownie parę kropel. Chyba jednak nic nawet nie zdążyło spaść na namiot. Dwadzieścia parę stopni i wiatr od morza sprawiły, że szybko wyparowały! Za to u nas było całkiem chłodno, plus przez noc mogliśmy się „poopalać” światłem księżycowym, który z trzeciej kwadry przechodził w pełnię. Wieczorem Edytka oparła się o namiot i złamała się rurka ze stelażu przy mocowaniu. Gapa – taśma izolacyjna nie dawała rady utrzymać rurki – za bardzo się rozciągała. Dlatego Hasan wziął swoje kombinerki. Odłamał resztę uszkodzonej rurki. To co zostało, wzmocnił gapą i znów mieliśmy nasz chiński ultralekki namiot jak nowy!
7. Dzień podróży (01.09)
Całkiem dobrze się wyspaliśmy, pomimo tego, że łazienka nie była zamykana na klucz. Nie dało się jej otworzyć, bo klamka była zablokowana za pomocą paracordu. Ponadto drzwi zastawiliśmy plecakami. W nocy jakaś dziewczynka chciała sprawdzić co tu się odwala. Niestety albo i stety nie dała rady otworzyć drzwi. Obsługę poinformowaliśmy bez skrępowania, że tam będziemy spać. Tak na wszelki wypadek.