Obudziłem się o szóstej i od razu zrozumiałem, że nie skończyłem zadania z wczoraj i od razu zacząłem kontynuować post. Jednak przeceniłem swoje możliwości i około siódmej znów zasnąłem. Obudziliśmy się znów o dziewiątej i przypomniałem sobie, że trzeba zgrać filmy z kamery na dysk. Myślałem, że takie 128 gigabajtów filmów zgra mi się w około 10 minut, a skończyło się na ponad godzinie, może błąd w tym, że robiłem to za pomocą swojego telefonu? Z rana wykorzystałem jeszcze to, że miałem dostęp do ciepłej wody i zaraz jak tylko się ogarnęliśmy, Żana zaprosiła nas na śniadanie. Każde z nas dostało po aromatycznej kawie, jajecznicę z pysznym białoruskim chlebem, ser i smaczną wędlinę. Jakby tego było mało czekały na nas jeszcze przepyszne ciasteczka noszące nazwisko Borysa Godunowa. Okazało się, że niestety mama Eleny wyjeżdża i zostaniemy tylko z jej synem. W związku z tym czym prędzej wręczyliśmy jej wypisaną pocztówkę z Warszawy z długimi podziękowaniami. Zjedliśmy, pożegnaliśmy się z Igorem i ruszyliśmy na miasto. Czytaj dalej „6. Dzień podróży (24.08)”
Autor: Michał "Hasan" Rowicki
5. Dzień podróży (23.08)
Poranek w Lidzie był bardzo spokojny, jedliśmy, gadaliśmy, ja pisałem notatki z podróży i czekałem aż Aryna zbierze się do wyjazdu. A okazało się, że nie ma śpiwora i musieliśmy pojechać na daczę jej dziadków, aby go od nich pożyczyć. Dostaliśmy jeszcze całą torbę jabłek i gruszek, które musimy taskać ze sobą, ale przynajmniej jest co jeść. Ostatecznie wyjechaliśmy około 15:00. Mama Aryny swoim granatowym Renault przewiozła nas prawie pod sam Nowogródek, do miasta brakowało jedynie około 30 kilometrów. Pożegnaliśmy się z mamą i młodszym bratem Aryny, który ma jedynie trzy lata i jest strasznym rozgadanym rozrabiaką. Czytaj dalej „5. Dzień podróży (23.08)”
4. Dzień podróży (22.08)
Obudziłem się w mojej rurze pod Różanami około szóstej rano, czyli piątej polskiego czasu. Była to kolejna noc przespana w moskitierze, bo komary znów nie dały mi możliwości spać. Ich liczba była tym bardziej zaskakująca, że nigdzie blisko nie było zbiornika wodnego. W ogóle na Białorusi jest ich dużo więcej niż w Polsce. Po tak wczesnym przebudzeniu od razu poczułem, że zaczyna mi się załączać podróżniczy tryb wczesnego wstawiania. Oczy na tyle dobrze radziły sobie w tych ciemnościach, że szybko udało mi się spakować i wyciągnąć wszystkie rzeczy na zewnątrz. Jabłonie rosnące przy drodze zapewniły mi świetne śniadanie pełne jabłek z dużą ilością pierwiastków ciężkich, ale kto by na to zwracał uwagę! Na trasę wyszedłem około siódmej z brzuszkiem pełnym jabłek. W myśl zasady, że kto rano wstaje dostaje mocnego kopa w dupę i szybko stopuje, myślałem, że i mi się poszczęści w drodze do Lidy. Gdzie mieszka moja bardzo dobra koleżanka Aryna. Przysłowie tym razem bardzo dobrze się sprawdziło, bo już po dziesięciu minutach siedziałem w swoim złotym strzale, który jechał wprost do Lidy i nie czekały mnie tego już inne paputki. Czytaj dalej „4. Dzień podróży (22.08)”
3. Dzień podróży (21.08)
Wcześniejsze dni były mega nieogarnięte, wielokrotnie szukałem rzeczy, które miałem nie logicznie poukładane w plecaku. Nie wiedziałem, gdzie są zapałki, gdzie długopisy itd. Tak więc zaraz po porannym pobudzającym „prysznicu” i ogarnięciu ciuchów wziąłem się do poukładania wszystkich manatek. Okazało się, że wczoraj dałem ciała i zgubiłem jeden z akumulatorów do action kamery jak jechałem tirem. Na szczęście bałagan ostatecznie został ogarnięty i reszta rzeczy się „znalazła”. O godzinie dziewiątej czasu białoruskiego, a ósmej czasu polskiego udałem się na przejście graniczne do białowieskiego parku narodowego. Tam spotkałem już nową babkę, która powiedziała, że wejście do puszczy jest kategorycznie zabronione z tej strony i mam gonić do Kamieniuk. Zaczęły się między nami negocjacje, które trwały około pół godziny. Zakończyły się telefonem do dyrektora, który zezwolił puścić mnie za darmo. Bo tutaj nie ma kasy, a w tej drugiej miejscowości na wjeździe płaci się 10 nowych rubli białoruskich czyli około 20 złotych. Czytaj dalej „3. Dzień podróży (21.08)”
2. Dzień podróży (20.08)
Nie pisałem ostatnio, bo nie miałem dostępu do Internetu, jeździłem po żopach mira i nie było szans kupić białoruskiej kartoczki. W końcu dotarłem do Lidy do mojej dobrej koleżanki i mam kawałek titirifi, aby się rozpisać.
Wieczorem w piątek po posiadówce z Walił, poszedłem szukać noclegu, niedaleko płynie rzeka Supraśl i było to świetnie miejsce do rozbicia obozowiska. Byłem takim leniem, że rozłożyłem się pod mostem. Kiedy się tam kładłem, było już ciemno, nie licząc światła z pełni księżyca (a było jego naprawdę dużo). W związku z powyższym wykąpałem się w zimnej rzece z rana i od razu zrobiłem pranie, które suszyło się na ogrodzeniu obok trasy szybkiego ruchu. Poranek był na tyle leniwy, że ruszyłem swoje dupsko dopiero koło 12:00.
Czytaj dalej „2. Dzień podróży (20.08)”
1. Dzień podróży (19.08)
Zaraz po pracy pojechałem do Słupska komunikacją miejską. Żar i brak klimatyzacji doskwierał mi dość mocno. Tym bardziej, że staliśmy w mega korku w Markach. Zaczynałem już myśleć czy dojadę pod granicę z Białorusią. Jednak w końcu dojechałem, przyjemniej w takim korku wszyscy mogą się Tobie przyjrzeć i zdecydować czy jesteś adekwatną osobą do wzięcia do dwóch czterech kółek. Po dziesięciu minutach stania zadzwonił do mnie kolega z Wyszkowa, jednak po odebraniu telefonu usłyszałem ciszę. A już myślałem, że mnie podwiezie. Podnoszę głowę, a obok mnie stoi maszyna z otwartymi drzwiami i facet pyta mnie, czy nie przeszkadza mi przejechać „tylko” połowę drogi do Ostrowi Mazowieckiej. Nie muszę chyba opisywać jak bardzo byłem zaskoczony! Czytaj dalej „1. Dzień podróży (19.08)”
Autostop jest niesamowity
Autostop po Polsce też jest niesamowity, nie trzeba jechać do Chin, aby usłyszeć i przeżyć niesamowite historie.
Rok temu z Agatą pojechaliśmy na weekend stopem do Drezna, na zwiedzanie samego miasta nie zostało wiele czasu, ale osób które spotkałem podczas drogi nigdy nie zapomnę. Czytaj dalej „Autostop jest niesamowity”
Najbardziej pogański festiwal na Żmudzi – Kilkim Žaibu 2015
Rozpoczynając moją podróż do wrót arktyki, zahaczyłem o malutki festiwal metalowy na pograniczu Litwy I Łotwy. Sam festiwal ma w sobie coś mistycznego. Wokół nas znajdziemy wiele nawiązań do pogańskich wierzeń Bałtów. A jak zajrzymy do jakichś książek etnograficznych, to dowiemy się, że w V/VI w nazywano te ludy słowiańsko-bałtowskimi. Dowodów długo nie trzeba szukać – w czasie jednej rozmowy okazało się, że Bałtowie mieli boga Rosasa i tak był on powiązany z Rosą. Wierzenia pogańskie, które miał wyplemiać sam św. Wojciech, a następnie Krzyżacy. Na całe szczęście nie udało im się to w pełni i dziś możemy zachwycać się spuścizną tej tajemniczej kultury. Trzeba przyznać, że Żmudzini stawiali dużo większy opór chrześcijaństwu niż słowianie (nawet w XVII w. były spore zgromadzenia pogan), dzięki czemu ich spuścizna jest o wiele przejrzystsza niż Słowian, ale tak jak napisałem wyżej nasze korzenie są wspólne. Tak więc i wierzenia pogańskie były sobie bardzo bliskie. Czytaj dalej „Najbardziej pogański festiwal na Żmudzi – Kilkim Žaibu 2015”
Odessa czerwiec / Одеса червень 2015
Mija już prawie rok od mojego wyjazdu do miasta z bardzo ciekawą przeszłością, którą opisał Aleksander Sergiejewicz Puszkin w poemacie Eugeniusz Oniegin:
A ja w tym czasie pył Odessy
Wdychałem… Dni tam długo trwają,
Tam wrą handlowe interesy
I żagle w porcia napinają;
Tam Europą wieje, dyszy,
Lowantem wszystko tam prześwieca,
Rozmaitością się zaleca.
Przechodzień nie raz tam usłyszy
Mowę Italii, tam Słowianin
Z dumą spogląda na swój brzeg,
Tam stąpa ciężki Mołdowianin,
Francuz, Ormianin, Hiszpan, Grek,
Przy nich Egiptu syn – Morali,
Pirat w spoczynku. I tak dalej.
(tł. Adam Ważyk)
Czytaj dalej „Odessa czerwiec / Одеса червень 2015”
Majówka we Lwowie
Kolejny wyjazd do Lwowa w celu poszlajania się, posiedzenia we lwowskich kafejkach, które wyglądają bardzo hipstersko (Dom Mazocha, Kryiwka, Dom legend, Masońska restauracja itd.) Jednak sieć tych lokali nie należy do różnych małych właścicieli jakby wielu z nas chciało. Należą one do ukraińskich oligarchów, nie pracuje tam personel dobrze zarabiający, a utrzymywany po najniższych możliwych kosztach. Przy obecnym kursie hrywny wyjazd można powiedzieć był prawie bezpłatny. Widzę jak Lwów się zmienił, wypiękniał od naszego pierwszego spotkania w 2010 roku. Z jednej strony na ulicach czuć duch patriotyzmu (wiele flag, koszulki, papier toaletowy z wydrukowanym Putinem czy też wycieraczka do butów z jego twarzą). Jednak ten widok dla mnie ma drugi wydźwięk – nikt nie mówi, że zyski ze sprzedaży tych rzeczy będą poświęcone na wspomożenie armii na wschodzie. Jest to zwyczajna „popsa”, którą łykają prości ludzie, wzbogacając średnich przedsiębiorców jak i wielkich oligarchów takich jak Kołomojski. W czasie majówki można byłoby zobaczyć pierwsze efekty reformy policji – zmiany kolorystyki aut. W końcu miałem okazję wpaść do wnętrza lwowskiej opery kupując bilet w zupełnie ostatnim możliwym momencie na Don Juana. Wizyta w operze, która w pewien sposób była unikalna. Unikalna poprzez tablicę, która wyświetlała tłumaczenie tekstu z języka włoskiego (zapewne nie zrozumiałego dla samych Włochów) na język ukraiński. Takie rozwiązanie jest dużo lepsze niż czytanie libretto, ponieważ nie musimy się domyślać, co dokładnie dzieje się na scenie, o co się teraz kłócą, a dokładnie jesteśmy prowadzeni za rękę za utworem. Lwów staje się co raz bardziej europejskim miastem. Z jednej strony na ścianach powstaje coraz więcej różnych akcji streetartowych, z drugiej strony ukraińcy boją się gejropy i silnego połączenia w strukturach Unii Europejskiej. Wciąż nie jest problemem spotkanie babci, która zarabia 200 zł. miesięcznie i ciężko żyć za taką sumę. Staruszki, którą zabierzecie ze sobą na kolację i opowie Wam historię swojego życia, pracę dla Armii Czerwonej w Polsce jako tłumacz polsko-rosyjski. Posłuchacie o trudnych losach jej rodziny i o jej banialukach, że we Lwowie kiedyś znów będzie Polska. Pewni tego, że ta karma wróci należy gdzieś odpocząć, najlepszym miejscem do tego, jest często przez Polaków nieznane muzeum etnograficzne pod odkrytym niebem w Gaju Szewczenki, jest bardzo dobrze przygotowane, posiada wiele sekcji pokazując nam budownictwo drewniane z Huculszczyzny, Lwowszczyny, Bokucji, Bojkowszczyny, Łemkowszczyzny, Bukowiny czy Podola. Spojrzenie na ilość drobnych odrębnych od siebie ludów zachodniej Ukrainy pozwala nam zrozumieć skalę problemu rozumienia słów „jestem Ukraińcem”. Czytaj dalej „Majówka we Lwowie”