Wstaliśmy, prysznic, śniadanie w marokańskiej knajpie za naprawdę dobre pieniądze. Marokańska herbata „słodka jak miłość”, z ogromną ilością mięty poprawiła nam humor. Szukaliśmy wszędzie mapy Europy do podsumowania tego etapu podróży. Niestety nigdzie nikt nie miał papierowej wersji. Tylko Costa del sol, Andaluzja i to wszystko. Ruszyliśmy więc do promu płynącego do Ceuty – hiszpańskiego miasta po drugiej stronie cieśniny gibraltarskiej. Czytaj dalej „10-11. Dzień podróży (4-5.09)”
Miesiąc: wrzesień 2017
9. Dzień podróży (03.09)
Maksymalnie wykorzystaliśmy nocleg w hostelu, wstaliśmy dość późno ale trzeba było odpocząć po tych wszystkich nocach w namiocie. Skoczyliśmy do Maca na śniadanie i zaczęliśmy przygotowywać się do wyjścia na gibraltarską skałę. Co ciekawe Gibraltar jest dłużej brytyjski niż istnieją Stany Zjednoczone. Dwa razy przeprowadzono referenda o włączenie go do Hiszpanii. W 1964 roku w czasie pierwszego referendum za włączeniem do Hiszpanii opowiedziało się 50 osób. Franco podobno tak się wkurzył, że na kilkanaście lat zamknął im granicę. Dlatego też Gibraltarczycy nie mogą ufać Hiszpanom. Nie są nawet podłączeni do hiszpańskich wodociągów, pomimo, że nie mają naturalnych zasobów słodkiej wody. Pozyskują ją z odsolonej morskiej wody.
8. Dzień podróży (02.09)
Podstawienie namiotu bez tropiku okazało się strzałem w dziesiątkę. Niby AIX Wheather pokazywał jakiś deszcz z rana, ale nad ranem spadło dosłownie parę kropel. Chyba jednak nic nawet nie zdążyło spaść na namiot. Dwadzieścia parę stopni i wiatr od morza sprawiły, że szybko wyparowały! Za to u nas było całkiem chłodno, plus przez noc mogliśmy się „poopalać” światłem księżycowym, który z trzeciej kwadry przechodził w pełnię. Wieczorem Edytka oparła się o namiot i złamała się rurka ze stelażu przy mocowaniu. Gapa – taśma izolacyjna nie dawała rady utrzymać rurki – za bardzo się rozciągała. Dlatego Hasan wziął swoje kombinerki. Odłamał resztę uszkodzonej rurki. To co zostało, wzmocnił gapą i znów mieliśmy nasz chiński ultralekki namiot jak nowy!
7. Dzień podróży (01.09)
Całkiem dobrze się wyspaliśmy, pomimo tego, że łazienka nie była zamykana na klucz. Nie dało się jej otworzyć, bo klamka była zablokowana za pomocą paracordu. Ponadto drzwi zastawiliśmy plecakami. W nocy jakaś dziewczynka chciała sprawdzić co tu się odwala. Niestety albo i stety nie dała rady otworzyć drzwi. Obsługę poinformowaliśmy bez skrępowania, że tam będziemy spać. Tak na wszelki wypadek.
6. Dzień podróży (31.08)
Pobudka o 6:30, pełna kąpiel w umywalkach, poranna gimnastyka. Czyści z upranymi rzeczami poszliśmy do kafejki. Kawa z herbatnikami postawiły nas na nogi. Pierwszy stop wraz z Hiszpanem słabo mówiącym po angielsku 100 km na południe. Tu trafiliśmy na kolejną stację przy autopiście, czyli autostradzie po hiszpańsku. Czytaj dalej „6. Dzień podróży (31.08)”
5. Dzień podróży (30.08)
Suchy klimat śródziemnomorski to jest to. Pomimo tego, że w nocy lał deszcz to rano gdy wstaliśmy koło 7-mej namiot był suchutki gotowy do zebrania. Żadnej rosy, żadnej wilgoci, nic tylko zbierać go czym prędzej i lecieć na śniadanie na stację. Kawa, sałatka wegetariańska zaprawiona sosami winegret z pleśniowym serem z orzechami, bakaliami, oblany karmelem – czuć już powiew Afryki. W końcu do XI w. stacjonowali tu Arabowie w Kalifacie Kordoby. Za stacją znaleźliśmy karton wypisaliśmy na nim kolejną destynację – Valencia. Na pierwszego stopa nie czekaliśmy nawet 10 minut. Zatrzymał się nam Kameruńczyk.