Dzień dobry cieszę się, że tu jesteś Edytko, masz chustkę, żeby nie zaczepiali Cię źli ludzie. Tak by powiedziała mama Badre, gdyby znała inny język niż arabski. Tych słów nie potrzebowaliśmy, o wszystkim mówił jej uśmiech. Zabraliśmy się wraz z Badre zaraz po śniadaniu około 6:45 do Rabatu, stolicy Królestwa Maroka. Jeszcze szybka kawa i byliśmy w taksówce do ambasady Mauretanii.
*** Jak dostać wizę do Mauretanii? *** Potrzebujesz mieć ze sobą: 2 zdjęcia 2 ksera paszportu 590 dirhamów (jakieś 210 złotych) i oryginalny paszport. Na mapach Google albo maps.me, wyszukaj gdzie znajduje się ambasada Mauretanii, aby pokierować taksówkarza. Oni zazwyczaj nie wiedzą, gdzie się to znajduje, ponieważ Marokańczycy nie potrzebują wiz do Mauretanii, zawsze możesz wspomnieć też o ambasadzie Senegalu, która jest tuż obok. Najlepiej, żebyś był o 8:30, aby zająć pierwsze miejsce w kolejce. Wchodzi się oddzielnie, no chyba, że to para. Obchodzimy całą placówkę od boku i wpadamy do przestronnego biura. Nie liczcie na znajomość angielskiego! Wszystko trzeba załatwić po francusku, dlatego też, jeśli go nie znacie przygotujcie sobie tłumacza Googlei miejcie go w pogotowiu. Zawsze możecie powiedzieć coś w stylu: „Że wudre fer le wiza turistik pur traansit par Małretani pur siet żur.” Nie będziecie raczej atakowani tysiącem dziwnych pytań jak jedziecie, czy macie bilety, rezerwacje hotelowe itd. Zostaniecie poproszeni o zdjęcia fotokopie paszportów, dostaniecie ankietę do wypełnienia z opisem francusku i arabsku, więc tłumacz się na pewno przyda! Dostajecie też kwitek do banku. Opłaca się go w pobliskiej placówce BMCE, którą znajdziecie na lewo od wejścia na przeciwko stacji benzynowej. Po wniesieniu opłaty wracacie do okienka przy wejściu. Tam Wam pan przepisuje dane na ładny marokański kwitek i z nim wracacie do biura. Jeszcze parę formalności, odciski wszystkich palców, zdjęcie do wizy. Na koniec dostajecie swoje paszporty z powrotem. Następnego dnia roboczego musicie wrócić do ambasady i wtedy wkleją Wam naklejkę z wizą. Z perspektywy Hasana to najprostsza wiza jaką kiedykolwiek robił. Jeżeli jedziecie do Mauretanii przez Maroko zupełnie nie opłaca się przepłacać za usługi pośredników wizowych. W Warszawie widzieliśmy ceny – po 1500 złotych. W Polsce wiąże się to z wysłaniem paszportów do najbliższego konsulatu Mauretanii, który znajduje się aż w Kopenhadze! ********** Koniec porady ************
Dwa dni upłynęły nam bardzo powoli. Hasan się pochorował, prawdopodobnie obiadem jaki zjedliśmy po powrocie z ambasady. Skoczyliśmy do apteki i byliśmy zaskoczeni, że dostaliśmy antybiotyk bez recepty łatwo i szybko. Farmaceutka była bardzo miła i dokładnie nam wszystko wytłumaczyła rozpisując dokładnie jak przyjmować leki. Co prawda, zrobiła na nas dobry biznes z lekarstwami na biegunkę, bo dała ich nam chyba na cały miesiąc. Przez dwa dni prawie nigdzie się nie ruszaliśmy. Pierwszego dnia spotkaliśmy kumpla Badre, który zaprowadził nas do miejsca, gdzie mogliśmy już spokojnie zjeść i co niesamowite, dopytywał się nas czy mamy pieniądze na jedzenie i czy nie trzeba nam dać. Oczywiście odmówiliśmy, ale było nam strasznie przyjemnie. Drugiego dnia to chyba nic się nie działo więc przejdźmy od razu do trzeciego. Po ciężkim zbieraniu się w sobie ustaliliśmy, że odpuszczamy Casablancę i jedziemy dalej do Marakeszu, zbieranie się nam szło bardzo wolno. Dopiero po 15:00 wylądowaliśmy na trasie i stąd złapaliśmy stopa z przystankami (bo akurat trwały zakupy motorówki) ale za to, zostaliśmy idealnie wywiezieni na trasę z Casablanki w stronę Marakeszu. Następnie (o dziwo!) zabrała nas do nowego, terenowego Hyundaya samotnie jadąca kobieta . Cała podróż upłynęła nam rytmach słowiańskich zespołów, jakie Hasan puszczał przez bluetooth w samochodzie. Po drodze na stacji poznaliśmy parę, która zaproponowała nam nocleg w Marakeszu, ale niestety już mieliśmy rezerwację w hostelu.
Jak widać tampony są, jest też piwo!
Zestaw chorobździela
Kościół w Rabacie