Przebudziłem się z kociakami, które chciały się bawić wszystkim co tylko znalazło się w ich zasięgu. Chociażby moim kucykiem. Ogarnąłem kolejny post na bloga i poszedłem obejrzeć kreml, który był położony niedaleko od domu Maksima. Pod samymi murami przepływa malutka rzeczka Kamionka, nazywa się tak ponieważ dawniej miała kamienne dno, była poszerzona i przepływali przez nią kupcy, którzy zwiększali potencjał tego miasta. Zaraz za rzeką na polanie pasły się krowy. Jeśli nie zwracać uwagi na chińskich turystów, to ma się odczucie, że przeniosło się w inną czasoprzestrzeń. Sam kreml tak naprawdę nie posiada murów, posiada jedynie wały obronne, które zachowały się do współczesnych czasów w bardzo dobrym stanie. Na terenie kremla znajdują się dwie cerkwie, przy czym cerkiew Mikołaja cudotwórcy jest w pełni drewniana. Do dzisiaj drewniane kopuły wyprawiają mnie w zachwyt, ile czasu trzeba spędzić przy ich obróbce nawet nie chcę sobie wyobrażać. Cerkiew została przeniesiona z jakiejś spod suzdalskiej wsi, była odrestaurowana jeszcze w latach sześćdziesiątych i jest świetnym przykładem jak wyglądały świątynie w osiemnastym, dziewiętnastym wieku w okręgu suzdalskim. Zaraz obok głównej cerkwii przemienienia pańskiego znajduje się czasownia (mała świątynia prawosławna) w której znajdują się zwłoki księcia Pożarskiego, który dowodził armią jaka wypędziła Polaków z Moskwy w 1612 roku. W związku z tą historią jest wiele zakłamań, ale wrócimy do tego w Niżnym Nowgoradzie.
Po drodze nazad minąłem jeszcze muzeum po drugiej stronie Kamionki, które pokazuje drewnianą architekturę byłego księstwa Suzdalskiego, a także wyjaśnia symbolikę naokienników, które mają początek jeszce w pogańskich wydarzeniach słowiańskich. Niestety zajść tutaj nie miałem czasu.
Myślę, że jeszcze warto wspomnieć, że w mieście działał Gułag, czyli rosyjskie obozy pracy w czasach czerwonego terroru. Byli więzieni tutaj polscy i niemieccy jeńcy. Na ten temat można znaleźć malutkie ekspozycje w różnych muzeach.
Sam Suzdal zawdzięcza swój wygląd jeszcze temu, że nie przeszła tędy droga kolejowa i nie powstał żaden przemysł ciężki, wymagający zgromadzenia dużej ilości ludzi. Działały tu jedynie małe zakłady mleczarskie, piekarnie i inne spożywcze zakłady.
Wróciłem do Maksima i dogadaliśmy się na przejazd rowerem, aby móc popodziwiać krajobrazy Suzdala z większej odległości. Dostałem kolejną solidną dawkę historii, odkryłem, że miasto wznosi się na malutkim wzniesieniu pozwalającym na zauważenie zbliżających się obcych wrogich wojsk. Na koniec zajechaliśmy do sklepu, kupiłem chałwę i zefiry. I pojechaliśmy dalej.
Zefiry to moja dawna miłość, wyglądem przypominają bezy, ale wygrywają z nimi niecodziennym smakiem. Dla niektórych mogą wydać się zbyt słodkie, ale na pewno warto je spróbować. Jest to produkt w pełni naturalny, bez żadnych zbędnych konserwantów, robiony z pjure jabłkowego (a podobno to my jesteśmy królami jabłek). Trzeba przyznać, że Rosjanie opanowali bardzo ciekawe technologie obróbki jabłek, które u nas nie występują. Innym produktem godnym polecenia w Rosji jest pastela robiona z wysuszonych jabłek.
Wróciłem, pożegnaliśmy się i wyszedłem stopować na trasę. Nie przyszło mi tutaj długo stać, z jednej strony łapałem stopa, a drugą ręką pisałem zapytanie na couchsurfingu, czy ktoś nie mógłby mnie przyjąć. W jednym momencie zatrzymał się kierowca rozwożący chleb, który podwiózł mnie do Władymira oraz odpisała Anżela, która zgodziła się mnie przyjąć w Niżnim Nowgoradzie. Dojechałem do Władymira znanego również z szansonowskiej pieśni Michaiła Kruga, Władymirski Central, czyli miejscu w którym były ogłaszane wyroki przestępcom. Na szczęście tam nie wpadłem poszedłem drogą szukać wygodnego miejsca do stopowania. Po piętnastu minutach zatrzymało się auto w którym było jedno wolne miejsce, jednak kierowca w momencie, kiedy dowiedział się, że jestem z Polski uznał, że to zdecydowanie za mało miejsca dla mnie i pojechał dalej. Kolejna godzina staniа i zatrzymał się Sasza, który zabrał mnie za miasto. I znowu „zatwardzenie”, następnie zabrał mnie Oleg, który jest fotografem ma pięćdziesiąt lat, przypomina Maleńczuka, uwielbia podróżować, rozstał się z młodziutką dziewczyną i szuka kolejnej. Jak sam przyznał, jest po prostu dużym dzieckiem.
Kolejny stop i kolejne problemy, stałem pod miejscowością, w której zrobili Kałasznikowa pod Kowrowem, na początku przejechał Polak i nie zauważył, że jestem w polskiej koszulce, no nic przyszło stać dalej… Stanie, stanie, stanie… W między czasie ochłodziło się, więc ubrałem bluzkę. Po czym patrzę jedzie kolejny Polak, więc czym prędzej pokazuje mu podnosząc bluzkę, że ja też stąd. W ostatnim momencie zauważa i zatrzymuje się, biegnę co sił, witamy się. Krzysiek z Żyrardowa zabiera mnie na odległość 100 kilometrów pod Niżny Nowgorad, tutaj się zatrzymuje, bo fajek może być różnie z parkingami. Wychodzę wyciągam kciuk i po paru sekundach zatrzymuje się Siergiej, los się odwrócił, w samochodzie gra świetną muzyka: Aria, DDT, Maszyna Wriemieni czy Igor Rascieriajew. Siergiej dowozi mnie pod sam adres pod którym mam dzisiaj spać. Poznaje Anżelę i jej super rodziców. Kolacja i idziemy na miasto poznać jej znajomych. Takim sposobem poznaję Aleksieja, który pracuje w telewizji Deszcz, jedynej opozycyjnej telewizji w Rosji. Jedno z marzeń zostaje spełnionych. Wykorzystujemy maksymalnie noc chodząc pod murami kremla. Zmęczeni wracamy po północy do siebie taksówką.