Nowy muzułmański rok, który nim nie był, nie różnił się niczym od innych w Senegalu. Zebraliśmy manatki i poprosiliśmy Oussenyou, aby podpowiedział nam jak najtaniej dojechać do różowego jeziora i ile powinno to kosztować. Dowiedzieliśmy się, że nie orientuje się, bo wujek zabierał go taksówką za darmo. Jednak specjalnie dla nas porozmawia z nim i na pewno nas ze sobą zabierze, za niewielką opłatą. Niestety, nie mógł się dodzwonić do wujaszka, więc zniknął na godzinkę… W końcu nasz telefon zadzwonił. Wujek był gotów nas zawieść za jedyne 20 tysięcy CFA (120 złotych). Taka cena za 20 kilometrów! Dodajmy, że paliwo jest tu o 20% tańsze od naszego. Oczywiście zaczęło się tłumaczenie, że przecież on musi wrócić i że paliwo nie jest za darmo. Rozumienie słów „po znajomości” w Senegalu często mija się z naszym skrzywionym europejskim myśleniem… Czytaj dalej „37-38. Dzień podróży (1-2.10)”
34-36. Dzień podróży (28-30.09)
Plan był prosty: wstajemy o piątej przed wschodem słońca, wyskakujemy z hotelu i mkniemy na wylotówkę. Często się dziwię, jak znajdowaliśmy siły na takie szaleńcze zrywy. Wszystko po naszej stronie wypaliło i około szóstej trzydzieści znaleźliśmy się za rogatkami Saint Louis. Pora przed świtem okazała się bezpieczna, nikt nas po drodze nie zaczepiał, taksówkarze nie wychwytywali jeszcze naszej białej skóry, więc mogliśmy po drodze przyglądać się, jak zmienia się miasto . Najpierw piękna, aczkolwiek waląca się kolonialna starówka, później most Eiffla, a potem coraz gorsze zabudowania, z czasem zamieniające się w slumsy. Jakie szczęście, że nie przyszło nam iść przez te miejsca, kiedy zawalone są po brzegi ludźmi.
32-33. Dzień podróży (26-27.09)
Szczęśliwi Ci, którzy mieszkają w strefie Schengen. Większość z Polaków nie wie co to znaczy stać w kilometrowych kolejkach, być poniżanym i traktowanym jak podczłowiek. My też czasem zapominamy o tym jak fajnie mieszka się w Europie, gdy łapiemy kolejny cebula deal na weekend w Norwegii. W czasie podróży na wschód granice też wydają się przyjemne. Najgorzej do tej pory było na granicy gruzińsko-abchaskiej, którą Hasan przemierzał dwa lata temu, gdzie po znajomości przechodziło się w parę minut, a prosty lud musiał czekać godzinami. W porównaniu z Rosso wszystkie te przygody to błaha fraszka!
Czytaj dalej „32-33. Dzień podróży (26-27.09)”
30-31. Dzień podróży (24-25.09)
Naładowani dobrymi nastrojami zdecydowaliśmy się zostać jeden dzień dłużej w stolicy Mauretanii. Z rana miejscowi Francuzi poczęstowali nas belgijskimi frytkami i opowiedzieli nam o interesach, jakie tutaj prowadzą. Jeden z nich rzeźbi śliczne żyrandole i lampy, a drugi sprowadza auta z Europy. Największą renomą cieszą się tu mercedesy beczki, które mogą jeszcze długo umierać na afrykańskich wybojach. Ważne jest, aby auta nie były czerwone podobno ten kolor w tej części Afryki kojarzy się ze śmiercią. Zgodnie z ich przekonaniem, osoba jeżdżąca takim autem sama prosi się o śmierć.
Podsumowanie Maroka i Sahary Zachodniej
Najwyższy czas na opóźnione podsumowanie Maroka:
18 dni
3000 km
2000 zł
49 stopików
10 nocy w hotelach/hostelach
6 nocy u poznanych ludzi
1 noc w namiocie (spanie na dziko w Maroku jest nielegalne)
1 nieprzespana noc u rastafarianina
353 km najdłuższy stop Czytaj dalej „Podsumowanie Maroka i Sahary Zachodniej”
28-29. Dzień podróży (22-23.09)
Obudziliśmy się w naszym zapyziałym hoteliku, w którym karaluchy miały rozmiar kciuka, co przyspieszyło naszą szybką ewakuację. Za ostatnie, odnalezione w kieszeni dirhamy wypiliśmy kawę i ruszyliśmy w kierunku kierowców, którzy wczoraj oferowali, że zabiorą nas dziś, aż do Nawakszut. Okazało się, że chcą abyśmy poszli pieszo na mauretańską granicę i tam na nich zaczekali. Trochę baliśmy się …
26-27. Dzień podróży (20-21.09)
Zdecydowaliśmy się odpocząć w Al Dakchla i spędzić tu jeszcze jedną noc. Wyszukaliśmy atrakcji turystycznych i jak zwykle pojawiły się nam same meczety. No prawie, pojawił się jeszcze jeden kościół katolicki, co nas specjalnie nie zdziwiło. Al Dakchla za panowania Hiszpanów nazywała się Villa Cisneros i to miasto zostało założone właśnie przez nich w niesamowitym miejscu. Miejscowość została ulokowana na piaszczystej mierzei stworzonej z wydm piaskowych, co jest bardzo rzadkim zjawiskiem. Spotkaliśmy różne nazwy takiego tworu geograficznego i sami nie wiemy, która jest prawidłowa: hammam, laguna czy inne. Czytaj dalej „26-27. Dzień podróży (20-21.09)”
23-25. Dzień podróży (17-19.09)
Kiedy nasi przodkowie, jeździli na saniach do Szwecji, wtedy Sahara była sawanną. Cała pokryta stepami, wzdłuż i wszerz porośnięta trawami. Zamieszkiwali ją koczownicy, których obecnie znamy jako beduinów. Jasnoskórzy mieszkańcy północnej Afryki zwani berberami. Nazwa ta powstała w starożytnym Rzymie od słowa barbarzyńcy. Plemiona te od wieków wykazywały się ogromną walecznością i okrucieństwem. W ciągu wieków klimat się zmieniał i Sahara zaczęła pustynnieć, następstwem tego były ogromne migracje ludności w kierunku równika, jak i na północ – nad basen morza śródziemnego. Na Saharze ostali się tylko najsilniejsi i najbardziej wytrzymali nomadowie. Więcej o historii Berberów możecie przeczytać w ostatnim poście.
22. Dzień podróży (16.09)
Obudziliśmy się w magazynie, to była ciężka noc, spanie na dywanie, który leżał na betonie… Hasan w nocy napompował materac, żeby Edyta mogła wygodniej spać. Pobudka jak w wojsku – Wstawać, wystarczy tego spania! Kiedy Abderhaman ze swoim kolegą wypakowywali auto, my wzięliśmy prysznic z wiadra, drzwi zastawiając płytą wiórową. Później, marokańskie whiskey, czyli mocno słodzona herbata, narzekanie na kaca, rozmowy o alkoholach itd. Zapakowaliśmy się do Volkswagena Transportera i ruszyliśmy pod kasbah (zamek), gdzie się pożegnaliśmy. Śniadanie i wtedy dopiero dzień się dla nas zaczął.
21. Dzień podróży (15.09)
Ten dzień zaczął się inaczej niż wszystkie poprzednie. Edytę męczyła wysypka od paru dni i nie ustępowała pomimo użycia kremu antyalergicznego. Każdego dnia pojawiały się nowe czerwone punkty, a dziś rano parę z nich zamieniło się w wielkie czerwone placki. Musieliśmy po raz pierwszy skorzystać z naszego ubezpieczenia podróżnego.