O 7 rano budzik wyrwał nas z łóżka. Przez moment zastanawialiśmy się, czy przypadkiem nie jesteśmy u siebie w domu i nie jest to alarm do pracy. Uff! to w dalszym ciągu bawarskie mieszkanie. Szybkie śniadanie i byliśmy gotowi do dalszej drogi. Monika z Wojtkiem zaproponowali, że odwiozą nas w kierunku Karlsruhe do najdogodniejszego miejsca do łapania kolejnego stopa. Po drodze mijaliśmy urocze, małe, niemieckie mieściny z jednolitą zabudową – dachy w tej samej gamie kolorystycznej, niewielkie ogrodzenia i wysokość budynków nieprzekraczająca 10 metrów. Schludnie, czysto, warto pomyśleć o podobnej ustawie w Polsce. Za czasów Stanisława Poniatowskiego nawet tak było, co można zauważyć, patrząc na obrazy Canaletto.
W trakcie jazdy zeszliśmy na temat uchodźców. Usłyszeliśmy że to spory problem w Niemczech. Oficjalnie nie wolno źle się wypowiadać na ten ten temat. Poza kuluarami, w najbliższym gronie, przy piwie, rodowici Niemcy zauważają, że dawniej napadów nie było, gwałty też się raczej nie zdarzały, że od momentu masowego sprowadzania uchodźców źle się dzieje. Niemniej jednak CDU uważnie śledzi poczynania obywateli w internecie – kasuje komentarze, a nawet całe strony, które negatywnie odnoszą się do tego problemu, tłumacząc to rozpowszechnianiem “mowy nienawiści”. Bardzo możliwe… Wyobraźcie sobie, że w tym celu nawet podpisali specjalne umowy z Facebookiem. Faktycznie daje się to odczuć. Pisząc tego posta 7 na 10 osób, które siedziały obok nas nas stacji miały ciemną karnację i arabską urodę. Niemcy się do nas uśmiechali, a oni nie. Na szczęście tam, gdzie jedziemy większość osób to nie wahabici.
Ze smutkiem musieliśmy pożegnaliśmy się z Wojtkiem i Moniką , ale to na pewno nie jest nasze ostatnie spotkanie!
Zostaliśmy na stacji, kawa, pisanie kolejnego posta na bloga. Kończymy, a tu wychodzą problemy z wysyłaniem zdjęć – bardzo wolny transfer. Hasan poszedł więc na stację złapać wifi. Tam podszedł do niego jakiś koleś i zapytał jak włączyć Internet w roamingu. Pytanie zadane po francusku szybko zostało zrozumiane. Następnie przeszedł na angielski.
– Otwieram telefon i patrzę, a tam wszystko po rosyjsku. Pytam więc właściciela, Wy ruskij? – Da. No ładnie, biorę się do opowiadania co tutaj robimy itd. Facet długo się nie namyślając mówi nam, że może nas zabrać, aż do Francji – do Strasburga. Jeszcze tylko Edytka do toalety, zgarniamy majdan i lecimy.
A tak czyszczą się kible w Germanii
Wsiadamy do auta, od słowa do słowa okazuje się, że nasz kierowca nie jest wcale żadnym ruskim, a czeczeńskim uchodźcą. Nic dziwnego, że po serii standardowych pytań przeszliśmy na temat zamachów robionych przez muzułmanów. Mahamad jest muzułmaninem, ale z serii tych wyważonych szyitów. I tu zaczęła się cała historia o wojnach czeczeńskich. Podczas drugiej kampanii czeczeńskiej, wahabici wybili w wiosce naszego kierowcy pod około dwustu Czeczenów. Oczywiście też muzułmanów. Wahabizm to odłam islamu dążący do „powrotu do korzeni Islamu” ni mniej ni więcej do dosłownego czytania koranu. Szybko przeszliśmy do kolejnej historii z Szamilem Basajewem na czele. Chciał on ustanowić kalifat w Czeczenii. Wszystkich, którzy się z nim nie zgadzali i nie przystawali na jego warunki kazał ścinać na miejscu. Wiedział, że w Czeczenii jest jeden imam o wielkiej charyzmie, który przyciągał wielu wiernych. Wjechał więc wraz ze swoimi żołnierzami do jego domu z „prośbą” o agitowanie wiernych do włączania się do armii mudżahedinów. Imam odpowiedział mu tak:
– Allah, chce szczęścia dla wszystkich, chrześcijan, muzułmanów, wszystkich. Nie ma między nami różnicy, nawet jeżeli oni wierzą w błędnego proroka. Jeżeli przez moje słowa, zginie choć jedno dziecko, jeden człowiek niezależnie z której strony to Allah mnie osądzi w dniu ostatecznym.
Basajew nakazał go zabić… Nie potrafię opisać tego, jak dokładnie to zostało przedstawione, ale mieliśmy łzy w oczach i przez to przeoczyliśmy zjazd na autostradę na Strasburg.
Nie możemy nie wspomnieć jakim wspaniałym człowiekiem jest Mahamad. Służbę wojskową odbywał jeszcze za czasów ZSRR w Turkmenistanie na granicy z Iranem. Na przeglądzie tańców z różnych regionów związku w zastępstwie swojego kolegi, który był profesjonalistą wykonał taniec, który został uznany za najlepszy i wygrał cały przegląd. Do tego uwielbiał strzelać, w jednostce wygrywał wszystkie zawody strzeleckie. Wróćmy jeszcze do tej kaukaskiej muzykalności. Zapytałem, czy zna on Timura Mucurajewa – chyba najbardziej znanego barda czeczeńskiego. Polecam sobie go posłuchać.
Szybko przeszliśmy na temat polskiej muzyki, imię Edyta przypomniało mu Edytę Geppert i razem zanuciliśmy „Jaka róża taki dzień”. Jaki ten facet ma głos i pamięć. Śpiewał po polsku lepiej od nas!!!
Mahamad jest świetnym przykładem ojca, wychowuje swojego synka tak, aby ten mówił po czeczeńsku, rosyjsku, francusku i angielsku. Teraz dzieciak najszybciej łapie, a później będzie niejako za darmo znał tyle języków. Nasz kierowca mocno najeżdżał na Czeczenów nie uczących swoich dzieci rosyjskiego. Mówił, że później wielu Czeczenów wyjeżdża do Moskwy pracować, a nie znają języka, do tego na rosyjskich turystach można robić dobrą kasę w Czeczenii. Chcielibyśmy, aby wszyscy uchodźcy byli tak pragmatyczni i mądrzy! Na pewno kiedyś odwiedzimy gorad Groznyj!
Wysiedliśmy w Kehl, ponieważ po drugiej stronie w Strasburgu nie było żadnego dobrego miejsca do stopowania. Hasan przybił piątkę z Mohamadem i na misia poklepali się po plecach. Za to Edytka została przytulona jak własna córka. Muzułmanin nawet nie zawahał się jej podać ręki! Stygmatyzacja całych mniejszości, ostracyzm społeczny, divide et impera to nic dobrego. Przede wszystkim bądźmy ludźmi i oceniajmy z tej postawy.
Jeszcze tylko przejście przez most nad Renem i wkroczymy do kolejnego państwa.
Francja przywitała nas zaskakująco – wielkim śmietnikiem. Zburzyła nasze zdanie o czystości w przygranicznych miastach gdzie wszyscy prześcigają się jakby chcąc pokazać, że “oni” są lepsi, ważniejsi i bogatsi. Tu natomiast dookoła walały się butelki i inne odpady. Może to Schengen popsuło tą granicę i nie potrzebna jest już ta przygraniczna zasłona?
Żar leje się z nieba. Pot oklejający niczym pajęcza sieć nasze ciała i ciężkie plecaki nie pomagały. W głowach przewijała się jedna myśl – będzie jeszcze cieplej.
Podróżując autostopem w dużej mierze opieramy się na mapach z hitchwiki, które pokazują opinie na temat różnych miejscówek do efektywnego wyciągnięcia kciuka. Społeczność autostopowiczów pracuje ciężko nad wspólnym dzieckiem i na ten moment znajdziemy tam większość destynacji na świecie. Zapewne twoja miejscowość też już się tam znalazła!
Tym razem aplikacja “dała dupy”. Sugerowane miejsce już nie istniało. Krążyliśmy bezskutecznie po Strasburgu szukając drogi z poboczem lub chociaż zatoczką autobusową – na próżno. Po 3 godzinach musieliśmy wrócić do Niemiec, na stację benzynową, na której wysadził nas Czeczen.
Ledwie żywi podchodziliśmy do każdej z nadjeżdżających osób. Po pewnym czasie do auta zaprosiła nas około 50-letnia Francuzka. Mimo, że w planach miała powrót do domu, wywiozła nas za miasto ok. 30 km. Gadaliśmy z nią przez ten cały czas.
Usiedliśmy napić się wody. Widzimy, że jakiś kierowca idzie z pustą butlą i za chwilę wraca z pełną. Podeszliśmy, wyczuwając cebulackie szanse na oszczędności. Kierowca okazał się Rosjaninem i pokazał nam, gdzie za darmo nalejemy sobie wody.
Zdążyliśmy odejść tylko, z napełnionymi butelkami, gdy zaczepił nas kierowca mówiąc coś po francusku. Hasan widząc jego twarz od razu odpowiedział po rosyjsku. Okazało się to trafieniem w dziesiątkę, był to jazyd pochodzący z Erewania, stolicy Armenii, wraz ze swoim kolegą Ormianem działają w najlepszym fachu dla ich kręgu kulturowego. Są współczesnymi kupcami, kupują i sprzedają samochody. Przemierzają górskie przestrzenie Francji przez co tak nie tęsknią za ojczyzną.
Pojechaliśmy tylko z Jazydem, Ramanem. Mimo, że mówił bardzo słabo po rosyjsku to dużo się od niego dowiedzieliśmy. Mieszka tu od 10 lat i nie wracał przez ten czas do domu. Cała rodzina uciekła jako uchodźcy w czasie wojen azersko-ormiańskich, ale ucieczka bez znajomości, by się nie udała i nie byłby żadnym uchodźcą. Raman braki rosyjskiego nadrabiał ogromnym uśmiechem i gościnnością, którą ciężko gdzie indziej spotkać poza Kaukazem. Dostaliśmy zimną wodę z lodówki, a Hasan co chwila był częstowany papierosami w końcu wszyscy prawdziwi mężczyźni na Kaukazie palą.
– Niegrzecznie jest odmawiać w takich sytuacjach, to tak jakbyś obrażała swojego gospodarza – mówi Hasan
Razem z Ramanem dojechaliśmy, na największą stację benzynową jaką kiedykolwiek widzieliśmy – L’eclerc.
Stacja była pełna możliwości, market, ogromny parking z setką tirowców. Na początek chwila przerwy rozciągnąć się i do boju! Czas na ekstazę dla ludzi chcących zostać poliglotami – rozmowy z kierowcami ciągników siodłowych z całej Europy. I w kółko zmiany: polski, angielski, francuski, hiszpański, rosyjski, białoruski czy ukraiński. Nacji było jeszcze więcej! Czech mówiący po polsku, Portugalczycy po hiszpańsku, Belgowie, Luksemburczycy. Ciągły uśmiech, śmieszne small talki, ale nieefektywne. Nikt nas nie chciał zabrać – pewnie dlatego, że żandarmeria we Francji jest bardzo restrykcyjna i wrzuca bezlitośnie mandaty za trzeciego pasażera po 500€. Czasami łapówki wydają się takie spoko…
Uczepił się nas Ślązak, przekonujący nas, abyśmy zwrócili. Nam nie w głowie takie numery. Po przepytaniu chyba wszystkich kierowców, była stacja i wiele francuskiego. Dalej bez efektu. Wyszliśmy na rondo z którego odjeżdża się w jedną ze stron autostrady. A tu miejscówka zajęta przez ponad czterdziestoletniego Słowaka biegle mówiącego po polsku. Jechał w tym samym kierunku więc nie chcieliśmy psuć mu miejscówki, powrót na stację i dalej nic.
Prysznice pokazał nam francuski kierowca. Nie powiedział jednak nam, że są płatne. W czasie kąpieli słyszymy, że ktoś dobija się, lepiej było otworzyć. Nagi Hasan wychylił się z za drzwi. Po francusku dowiedzieliśmy się, że ta przyjemność kosztuje 3€. Zaraz kasa była wyrzucona, tylko Hasan ma nadzieję, że nic nie było widać choć sytuacja była silnie groteskowa. Później już tylko zakupy, kolacja i noc pod stacją za przeciętą siatką bez namiotu pod Drogą Mleczną. Parę perseidów spadło tej nocy…