1. Dzień podróży (26.08)

Dzień zaczął się tym, że się bardzo późno skończył. Położyliśmy się o 3:00 nad ranem. Wstaliśmy koło 9:00 i zabraliśmy się za zamykanie ostatnich zadań. Było tego nadal bardzo dużo, mimo tego, że przygotowywaliśmy się od kwietnia. Jakby tego było mało to jeszcze telefon Wyhasanej przestał się ładować. Shit! w dniu wyjazdu?! Na szczęście po pół godziny stresu okazało się, że to zasilacz padł, szybka wymiana i bateria zaczęła się ładować!

W trasę ruszyliśmy koło 14:00, ale na wylotówkę dojechaliśmy dopiero koło 15:00 na ostatni przystank przed Nadarzynem – Centrum Mody. Karma to taka suka, że za nasze wcześniejsze złe nastroje odwdzięczyła się 45. minutami stania. I ruszyliśmy! Pierwszym kierowcą, który nas zabrał był Piotrek, normalnie kierowca tira, który wracał do Rawy Mazowieckiej. Podwiózł nas nawet troszeczkę dalej i wylądowaliśmy na stacji Orlenu. Obiadek w polskim jadle, ostatni schabowy (po kowalsku!) i oczywiście pierogi ruskie przychmielone żuberkiem. Po tym czekały nas przepytki tirowców, po angielsku, rosyjsku i polsku. Jeden z nich – starszy pankowiec jechał nawet do Barcelony i był chętny nas zabrać, ale ruszał dopiero w poniedziałek z rana. Cóż robić? Zaczekaliśmy na inną okazję i już niedługo potem jechaliśmy w ślicznym Hyundayu z Adamem, który opowiedział nam o swoich ostatnich przygodach w Dubaju jak sobie śmigał po stokach narciarskich.

Wyrzucił nas na rondzie w Piotrkowie na Łódź na którym Hasan był już trzeci raz. Po raz kolejny to miejsce okazało się szczęśliwe! Zdążyliśmy skorzystać z pobliskich drzewek, wrócić na trasę, wyciągnąć kciuki i już czekała na nas kolejna okazja aż do Wrocławia. Był już zmierzch i szczerze wątpiliśmy, że uda się dalej pojechać. Całą drogę z Wojtkiem rozmawialiśmy o podróżach, wyprowadziliśmy go też z błędu na temat Abchazji – Gruzini nagadali mu, że Rosjanie niejako sprowadzają tam najgorszy element społeczny, aby wypchnąć Gruzinów (sic!) z Abchazji i całą ją zrusyfikować. Oczywiście to wierutne kłamstwo. Jeśli chcecie poznać lepiej hisorię Abchazji to zapraszamy Was do lektury książki Wojciecha Góreckiego o takim też tytule.

Do Wrocławia trafiliśmy koło 22:30. Sprawdziliśmy ceny hosteli, które zaczynały się od 100 zł. Zdecydowaliśmy więc pójść spać do parku na południu przy autostradzie, aby szybko ruszyć następnego dnia. Dotarliśmy do Parku Klecińskiego przy rzeczce Ślęza rozbiliśmy po raz pierwszy Majdan. Edytka strasznie się bała tu spać, to była jej pierwsza noc przespana w parku w mieście. Jak minęła nam ta noc? Dowiecie się w kolejnym poście.

Podsumowując, zrobiliśmy 380 km. stopem, trzema okazjami i spaliśmy w parku we Wrocławiu.

Dodaj komentarz