12. Dzień wyjazdu (30.08)

Przejechałem przez granicę i byłem metodą szczęśliwy z tego, że wszystko się udało. Dojechaliśmy do miasta Niewiel, to jedyne miasto z pogonią w herbie w Rosji. We wstępnych planach miałem tutaj przyjechać w poniedziałek, ale w związku z obudową zdecydowałem się tylko obejrzeć zza okna autobusu. To jedno z trzech miast powiatowych północnych granic Wielkiego Księstwa Litewskiego. Pozostałe dwa to Siebierz i Wielirz. Bardzo chciałem odwiedzić te miasta ponieważ słyszałem, że na tych terenach do dzisiejszego dnia zachowały się białoruskie dialekty i chciałem się przekonać o tym na własne uszy. Jednak nie było mi to pisane tym razem. Może dlatego, że jest tutaj ogromna liczba Cyganów, którzy chętnie zajęli by się moim ekwipunkiem. Kiedyś nawet żył tu podobno baron cygański. Żeby było ciekawiej, przysiadła się do mnie w Niewielu Cyganka, od razu uprzedzę, że nie okradła mnie, nie chciała wróżyć mi z ręki itd. Z ciekawością wysłuchała mojej historii i poprosiła, abym dał jej namiary na bloga to choć zdjęcia poogląda skoro nie zna polskiego. Miała ma imię Regina i jechała do Wielikich Łuk w związku z czekającą ją już drugą operacją na usunięcie kamieni z nerek. Dojechaliśmy na dworzec autobusowy, przez tę rozmowę straciłem parę fajnych kadrów, ale z drugiej strony dowiedziałem się, że Cyganie w Rosji jeśli chcą znaleźć pracę to ludzie boją się ich wziąć na etat przez co przychodzi im kraść. System jest na tyle chory, że cyganie dzielą się łupami z policją. Zaczekałem aż Regina dopali papierosa i wtedy zebrałem się na miasto przez czas, kiedy paliła obok nas przeszła trzy razy Cyganka, Regina zażartowała, że Cyganie są jak psy i że ta babka najchętniej ukręciłaby jej głowę, za to, że śmie tak być. A w ogóle to zwróciła uwagę, że mi się przygląda. Zrobiło mi się niemile ciepło w tym momencie na sercu.

Pożegnałem się z Reginą, życząc jej udanej operacji w Piterze. I poszedłem w swoją stronę, miasto od początku dnia nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia, ogromna ilość rozpadających się chruszczowek i breżniewek sprawiła, że myślałem, że w tym mieście nie znajdę przedrewolucyjnej zabudowy, tym bardziej, że przeszedł tędy front drugiej wojny światowej dwa razy. Pierwszy cel był jednak inny: dziengi z bankomatu, kolejny salon sieci mobilnej Bilajn (BeeLine). Z pierwszą szybko dałem sobie radę, natomiast z druga miałem więcej problemów. Przyszedłem pod miejsce w którym na mapie był on zaznaczony, ale widoczne było dla mnie, że już dawno tutaj tego salonu nie ma. Nastąpiła sytuacja b podobna do jednej z tych z Warszawy, kursy pytasz ludzi o drogę, a oni albo jej nie znają albo podpowiadają Ci źle. Dopiero piąta osoba, podpowiedziała mi gdzie go znajdę, a tak chodziłem tam siak około dwóch kilometrów z pełnym plecakiem.

W salonie pracowały fajne dziewczyny, które szybko pomogły mi wybrać taryfę (za 30 zlotych 8 GB Internetu, 6000 minut do Bilajn, sms bez ograniczeń do wszystkich sieci i karta zapełniona na 15 zlotych na telefony do innych sieci z niewysokimi cenami. Zaczekałem je oczywiście opowiadając co tutaj robię i usłyszałem gaworkę, którą głośno zacząłem się zachwycać. Celem moim było zostawienie tu dużego plecaka i pójście jedynie z małym na miasto. Dziewczyny się zgodziły pod warunkiem, że oddam im swoje namiary na wszystkie socsieci, bez problemu im napisałem kartkę licząc na kolejne żebrolajki.

Wyszedłem na miasto i w pierwszej kolejności poszedłem do stołówki (столовая), aby zjeść mega tani obiad. Za dziewięć złotych dostałem, kawę, ziemniaki z kotletem i sałatkę z kraba. Zakończyłem tutaj opisywać kolejny dzień podróży oraz napisałem zapytania na couchsurfingu do całych sześciu w miarę aktywnych użytkowników.

Wyszedłem nad rzekę Lować i moim oczom ukazały się pozostałości starego carskiego miasta. Wyciągnąłem aparat, aby porobić jakieś zdjęcia, okazało się, że w ostatni weekend odbywał się tutaj festiwal z okazji 850 lecia miasta i z jednej strony żałowałem, że na niego nie wpadłem, ale jak myślałem ile wtedy musiało być ludzi na ulicach to nawet się cieszyłem, że nie musiałem się przedzierać przez masy ludzi.

Widoki nad rzeką w wielu miejscach są bardzo ładne. Jednak nie znalazłem specjalnie ciekawych miejsc. W cerkwii swiato wozniesieńskiej, oczywiście zabronili mi robić zdjęć, ale możliwe było to za „błogosławieństwem” baciuszki. Powiedziałem, że nie mam na to czasu, bo jadę dalej, ochroniaż powiedział, że można dostać przez telefon, pomyślałem, że serio można się dogadać za darmo. Poprosiłem więc numer, na co on nie chciał mi go dać. Po kiego grzyba zawracał mi głowę. A może miał na myśli, aby u niego kupić „błogosławieństwo”? Później się do mnie przyczepił tłumacząc mi jak w Polsce jest źle. No już myślałem, że go kopnę. Powiedziałem mu, że cerkiew to nie jest miejsce mms takie tematy i żeby zaczekał na zewnątrz nim skończę oglądać wszystko. Już za chwilę wyłożyłem mu, że z perspektywy cerkwii, to żyje on w kraju omal ateistycznym, że niedługo muzułmanów będzie więcej niż prawosławnych, jeżeli już nie ma, bo Ruscy (etniczni Rosjanie) praktycznie nie chodzą do cerkwii. Proszę dziękować ZSRR. Natomiast w Polsce chrześcijaństwo nie zostało Tak ubite i że społeczeństwo jest bardziej wierzące niż tutaj. Oczywiście od razu nie przystał na moje i się sprzeczał. W końcu pogodził się, że jestem uparty i powiedział, że jego dziadek był Polakiem i w sumie Polska to jeszcze daje sobie radę w tym Eurosajuzie. Uff… poszedłem dalej podziwiać białoruskie chaty w centrum miasta. A następnie odnalazłem miejsce w którym znajdowała się twierdza zdobyta przez wojska Stefana Batorego w 1580 roku. Nawet do dziś wisi tabliczka po rosyjsku upamiętniająca nasze zwycięstwo. Takie tabliczki znajdziemy jeszcze w wielu miastach zachodniej ruskiej części Rosji. Niedaleko znajdował się czołg T-34 taki sam jak z serialu Czterej Pancerni i Pies. Na nim siedziały dzieci, spytałem czy mogę do nich wejść, powiedzieli, że bez problemu i że też są blogerami. Mieli po około dziesięć lat, a już zaczynali robić kanał na youtubie z pokazywaniem jak grają w minecrafta. Do tego momentu mieli sto osób ich obserwujących. Zaczęliśmy gadać o mieście, podróżach, grach i do dziś jestem pod ogromnym wrażeniem, gdy powiedzieli, że nie rozumieją polityki i że wszyscy jesteśmy ludźmi i do Ukraińców nic nie mają. Jakbym znał rodziców to pogratulowałbym za takie wychowanie. Pożegnałem się z chłopakami i spełzłem z czołgu jak pająk.

Wróciłem po duży plecak, pożegnałem się z dziewczynami i wybrałem się marszrutką w stronę trasy szukać noclegu. Kolejny raz podczas tej wyprawy przyszło mi spać w rurze kanalizacyjnej, był to dobry pomysł ze względu na przechodzące tu i ówdzie burze.

Life Hack od białoruskiego podróżnika Zaza Gašek, czyli z serii mądry Polak po szkodzie:
Kupujcie karty sim operatora Yota. Znajdują się w sklepach Swiaznoj (Связной). Mają nielimitowany Internet i najtańsze rozmowy i smsy po całym kraju. Do tego zasięg jest porównywalny do wszystkich wielkich operatorów telekomunikacyjnych.

Dodaj komentarz